13/01/2017
SCHATZ, DU ARSCHLOCH, Gucia
Wbiegła zdyszana do domu, pchnęła
przed siebie piłkę do kosza i udała do swojego małego pokoju na poddaszu. Miała
tylko chwilę by ogarnąć się przed przyjściem przyjaciółki. To właśnie dziś
będzie ich ostatnia wspólna impreza, tak długo wszyscy na nią czekali. Ostatni
raz zobaczą się w swoim gronie, każde z nich kończy najcudowniejszy w swoim
życiu etap i zaczyna nowy, ten jeszcze nie odkryty i nie znany. Dziś wszelkie
miłości i przyjaźnie zostaną poddane testowi czasu i trwałości. Lily z reguły
nie należała do osób bardzo popularnych w szkole, ale była na tyle wyjątkowa,
że skradłam serce najprzystojniejszemu chłopakowi w całej szkole.
Logan, bo o nim akurat mowa był
jej pierwszą największą miłością. Ujęła go tym, że zawsze była sobą, nie
zważając na to co się dzieje, czy też że zawsze miała dużo do powiedzenia wtedy
kiedy inni dookoła milczeli bo bali się konsekwencji czyhających na nich za
rogiem, wyszczekana i pewna siebie. To właśnie to w niej uwielbiał. Była taka jaki on zawsze chciał
być. Syn gubernatora, od najmłodszych lat musiał stosować się do panujących w
jego domu schematów. Od górnie miał nałożony zakaz imprezowania ze znajomymi,
musiał pilnie się uczuć. Jedyne co w swoim życiu zrobił wbrew woli swojego ojca
to zapisanie się do szkolnej drużyny koszykówki, w której po bardzo szybkim
czasie stał się kapitanem.
Kategoria: Tom
...
NUR MIT DIR ZUSAMMEN, Czaki
Po miesiącu okazało się, że był
to strzał w dziesiątkę, a Tomowi rzeczywiście musiało na mnie cholernie
zależeć. Skąd to wiem? Bo pomimo tego, jak bardzo był zapracowany, pisaliśmy
niemalże całymi dniami, przysięgam. Ze związkami na odległość jest taki
problem, że nie ma dotyku, obecności, dlatego żeby zachować tę głęboko więź,
wszystko trzeba sobie opowiadać i stworzyć namiastkę tej bliskości; dlatego
wysyłałem Tomowi mnóstwo zdjęć, po tygodniu rytuałem stały się nasze rozmowy w
nocy, które nie były zbyt długie, ale były nam potrzebne. Czułem, że z dnia na dzień
staje się dla mnie jeszcze ważniejszy i coraz głębsza więź mnie z nim łączyła.
No i nikt już mi nie zarzuci, że to wszystko działo się zbyt szybko! Poza tym
chłopak stał się coraz bardziej odważny w stosunku do mnie i ciągle walił do
mnie jakimiś podtekstami. Do tej pory pamiętam, jak stanąłem przed lustrem i
chyba z godzinę się sobie przyglądałem, nim zsunąłem z siebie szlafrok, który
ukazał mój szczupły tors. Pięćdziesiąt razy powtarzałem sobie w myślach: ,,weź
się w garść, do cholery’’ i w końcu udało zrobić mi się zdjęcie. Nie nagie
oczywiście! Miałem bokserki, ale pokazałem i tak tylko tę część od bioder w
górę. Nie wiedziałem, jak Tom zareaguje na coś takiego, no bo podteksty i
jakieś aluzje, to jedno, a takie zdjęcie to drugie. Miałem wrażenie, że
wieczność czekałem na jego odpowiedź. Choć chyba wolałbym jej nie dostać, bo
jakim cudem kilka linijek tekstu potrafiły poruszyć mojego przyjaciela między
nogami? No jak?!
Po miesiącu postanowiłem
odwiedzić Toma na weekend, a przy okazji spotkać się z Carlem i zobaczyć, jak
sobie radzi. Zapukałem do drzwi Toma i dopiero teraz zacząłem się zastanawiać,
jak tak właściwie powinienem się z nim przywitać. Wiele razy usłyszałem od
niego, że gdybym tylko był obok, to pocałowałby mnie tak, że ugięłyby mi się
kolana. A teraz? Słyszałem jego kroki i w ostatnim momencie postanowiłem
postawić na spontaniczność.
- Bill! W końcu – uśmiechnął się,
gdy tylko mnie zobaczył, a ja nie czekając na nic więcej, objąłem mocno jego
kark i wtuliłem się w niego. Miałem wrażenie, że przez ten czas albo nadźwigał
się tych wszystkich silników, albo był częstym bywalcem na siłowni, bo mięśnie
były bardziej widoczne pod cienką, czarną koszulką.
- Aż tak się stęskniłeś? –
uśmiechnąłem się i dałem mu niezobowiązującego buziaka w policzek. Wszedłem do
środka razem ze swoją walizką, gdy zrobił mi w drzwiach miejsce i rozejrzałem
się.
- Przygotowałeś jakieś atrakcje?
Kategoria: Twincest
................................................................................
12/01/2017
RETURN TO REMEMBER, Beatrice
Na twarzy poczuł powiew dość
ciepłego, jak na tę porę roku wiatru. Wyjął z kieszeni telefon i już miał
wybierać połączenie, jednak zawahał się. Jadąc taksówką byłby w domu
zdecydowanie za szybko, a zanim spotka się z Patrizią chciał jeszcze wszystko
przemyśleć. Wiedział, że układanie jakiegokolwiek scenariusza nie ma większego
sensu, bo i tak potem wszystko potoczy się spontanicznie. Jednak potrzebował takiej
chwili samotności. To wszystko, co wydarzyło się dzisiaj, wciąż było dla niego
jak sen. Jego każde marzenie spełniło się, rozpierała go ogromna radość, miał
chęć teraz tańczyć i krzyczeć na ulicy, a jednak wciąż nie potrafił w to do
końca uwierzyć. Może dlatego, że na drodze do pełni szczęścia stały jeszcze
dwie dość istotne przeszkody?
Pierwszą z nich była Patrizia,
chociaż właściwie powinna zrozumieć to jego nagłe wyjście z balu, ale znał ją
dość dobrze i wiedział, że dopóki nie powie jej wprost o rozstaniu, gotowa
będzie nawet puścić to w niepamięć, byle tylko z nim być.
Drugą i na pewno bardziej
istotną, była sprawa akceptacji go jako ojca przez Amy. Tego chyba bał się
najbardziej, bo wiedział, że nie ma na to w tej chwili żadnego wpływu. Miał
jednak nadzieję, że Babette jakoś to wszystko wytłumaczy dziewczynie,
przedstawi w odpowiednim świetle, postara się złagodzić skutki tej wiadomości.
Wierzył, że wszystko się w końcu ułoży, że wreszcie zazna szczęścia u boku
ukochanej kobiety, z którą spędzi resztę życia.
Jednak było jeszcze coś, co
napawało go niepokojem; czas. Pozostał mu jeszcze tylko tydzień w Berlinie,
dokładnie siódmego stycznia zaczynała się trasa koncertowa jego zespołu, w
którą musiał wyruszyć z chłopakami. I dużo to było i mało, bo jeśli Amy
wszystko zrozumie i zaakceptuje go jako ojca, te kilka dni w zupełności
wystarczy, ale jeśli nie...?
Wiedział, że z takim obciążeniem,
pozostawiając Babette zdaną tylko na siebie, trudno mu będzie wyjeżdżać. Są
oczywiście telefony, ale to nie jest to samo co fizyczna bliskość. Wiedział, że
swoim szczęściem będzie mógł się w pełni cieszyć dopiero wówczas, kiedy
wszystko się dobrze poukłada.
Kategoria: Bill Kaulitz, +18
................................................................................
11/01/2017
ZACHOWANIE PANA G., Attention
TH
Bill nie spodziewał się, że jego
matka potrafi aż tak podnieść głos. Stał, słuchając tego, co mówiła Simone. Kiedy
kobieta skończyła, chłopak również musiał dodać swoje trzy grosze.
– Sprawiłaś sobie jakąś gówniarę
i ona jest teraz najważniejsza! Twój syn już się nie liczy!? Wolisz to coś?
Wolisz, abym spał na czymś, co nie przypomina nawet łóżka? Dobrze wiesz, że nie
lubię, jak ktoś dotyka moich rzeczy, a mimo to dałaś jej mój pokój! Nie życzę
sobie, aby to coś spało w moim łóżku!
Nic więcej nie musiał dodawać.
Szatynka podniosła się ze swojego miejsca i ruszyła w stronę wyjścia. Po drodze
minęła Billa i delikatnie go szturchnęła ramieniem. Zabrała buty i płaszcz i
wyszła z domu. Przeszła przez furtkę i zniknęła wszystkim domownikom z oczu.
* * *
– Jak mogłeś wypowiedzieć takie
słowa!? Ta dziewczyna jest tu zaledwie od dwóch dni! A teraz marsz do swojego
pokoju! – huknęła Simone i udała się do swojej sypialni. Młodszy bliźniak
skierował się do swojego pokoju. Słychać było tylko trzaskanie drzwi. Po chwili
zjawiła się pani Simone ubrana w dżinsy i sweter.
– Jak skończycie jeść, to
posprzątajcie – powiedziała kobieta i ruszyła do małego korytarzyka.
– Pomogę pani – usłyszała za sobą
głos perkusisty. Kobieta tylko pokiwała głową i razem wyszli na mroźny poranek.
Gustav skręcił w prawo, a kobieta w lewo.
Simone przeszła kolejne metry. Niestety nie
spotkała nikogo na drodze. Wyjęła telefon i wybrała numer do perkusisty.
– No i jak? Znalazłeś ją? –
zapytała, kiedy tylko chłopak odebrał.
– Niestety nie – usłyszała tylko
w słuchawce.
– Myślisz, że poszła do centrum?
– spytała zniecierpliwiona kobieta.
– Simone, ona sobie poradzi.
Jestem tego pewien. Chodź, wrócimy do domu – powiedział. Jeszcze chwilę
rozmawiali i kobieta udała się w drogę powrotną.
Gdy wrócili do domu, w salonie
siedzieli prawie wszyscy prócz Billa, który nadal był w swoim pokoju. Wyszedł
po chwili, gdy usłyszał głos matki, która rozmawiała z ojczymem w kuchni. Bill
wszedł do pomieszczenia, kiedy Gordona już tam nie było.
– Przepraszam– powiedział cicho.
– Nie mnie powinieneś
przepraszać– odpowiedziała i odeszła z gorącą herbatą w ręku.
Kategoria: Gustav Schafer
................................................................................
10/01/2017
TRZYDZIEŚCI JEDEN PRAWD,
Quesse 483
To niemożliwe!
Moja kochana, nie jestem w stanie wyrazić tych emocji, które towarzyszą
mi podczas pisania tego listu do Ciebie. Nie mogę uwierzyć w to, co się dzisiaj
wydarzyło! Jestem tak szczęśliwy, chociaż również pełen obaw, ponieważ nie
jestem pewien jak zareagujesz na to, co właśnie teraz Ci opowiem.
Otóż mój lekarz przeprowadził dzisiaj ze mną bardzo poważną rozmowę. To
była szczera wymiana zdań, nic przede mną nie ukrywał i opowiedział mi wszystko
to, czego sam nie byłem świadomy przez ostatni miesiąc. Powiedział mi, że moja
choroba przegrała. Zabieg, który mój lekarz wykonał na mnie kilka dni temu,
przebiegł pomyślnie. Nie wiem, co dokładnie mi zrobił, wiem tylko, że musiał
coś wyciąć, a później mieliśmy czekać kilka dni na to, czy pojawią się jakieś
komplikacje. Żadnych nie było. Mieliśmy czekać na szybki nawrót choroby, ale
taki nie nastąpił. Jest jednak jeszcze jakaś szansa na to, że jednak ta
złośliwa choroba jeszcze da o sobie znać, ale na tę chwilę nic nie wskazuje na
to, że mogłoby to nastąpić. Chyba jestem zdrowy, Cassandro.
Kategoria: Bill Kaulitz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz