29/09/2016
VERLOREN PRINZ, Dark Queen
131. Żaden dzień się nie powtórzy, nie ma dwóch podobnych nocy,
dwóch tych samych pocałunków, dwóch jednakich spojrzeń w oczy.
Deszcz zacinał, dudniąc w szyby. Samo spojrzenie za okno
przyprawiało o dreszcze. Jesień przyszła szybko i była bardzo
dżdżysta. Dzieci były nieznośne, a żadna ilość kawy nie mogła
przemóc senności. Najlepszy czas na zapadnięcie w sen zimowy.
Rainie z radością odpłynęłaby do krainy Morfeusza, gdyby nie
jazgot dobiegający z pokoju chłopców. Oczywiście każdy z nich
posiadał własny, ale woleli spać razem, więc w jednym bawili się,
a w drugim spali. Dźwięki dobiegały z tego drugiego. Ospale
pokonała schody, mając nadzieję, że dodatkowa minuta nie
spowoduje rozlewu krwi. Gotowa na ślady brutalnej walki, zastała
swoich słodkich, blondwłosych chłopców po środku pokoju,
obkładających się pięściami, tarzających, ciągnących i
szarpiących w najróżniejszych kombinacjach i konfiguracjach.
- Chłopcy?! – podniosła głos, mając nadzieję, że to
wystarczy. Złudną nadzieję. Alan i Brian wściekli się bardziej i
ciężko było określić, gdzie jest koniec, a gdzie początek. –
Chłopcy! – krzyknęła, ale szarpanina i kakofonia nie malały.
Podeszła łapiąc za czerwoną bluzę Alana i zieloną Briana.
Używając niemało siły starała się odciągnąć ich od siebie,
stając pomiędzy nimi, ale te małe skrzaty były bardzo zwinne. Jej
wyrywni i gorącokrwiści synowie do postękiwań dodali
litanię: mamo to on, to on się zaczął, to jego wina, ja go
nie uderzyłem, to on mnie bije. Odsunęła chłopców na tyle
na ile była w stanie. Jednak jej ramiona nie miały takiej
rozpiętości, jakby sobie teraz życzyła.– Spokój! –
zagrzmiała, bo w całym tym szale nie docierało do nich, co mówiła.
- Mamomamomamaomamomamo! – zaskrzeczał Alan ochrypnięty od
wrzasków.
- Niemamoniemamoniemamomamonie! – dołączył Brian, a Rainie
próbując odnaleźć w sobie spokój i mądrość Salomona, czekała.
- Nie słucham, dopóki się nie uspokoicie – odparła, nie
patrząc na nich. Przyciągnęła stopą odsunięte na bok małe
krzesełko, obok drugiego, które stało już blisko. Ulokowała na
nich swoich synów, którzy spletli ręce na torsach i zrobili
obrażone miny. Odetchnęła, usiadła przed nimi po turecku i
odczekała chwilę. Całkiem solidnie się zmachała. Kiedy zaczęli
się wiercić, uznała, że to już ten moment. – Słucham? Alan? –
zapytała, jak zwykle w kolejności alfabetycznej. Scarlett używała
hierarchii starszeństwa, a Rainie musiała zdać się na alfabet.
Chłopczyk zaparł się w sobie, wydał stęko-jęk i obruszył się.
Co mogło oznaczać, że był winowajcą. – Brian? – zagadnęła,
zerkając na drugiego.
- Alan zepsuł mi autko! Urwał kabinę mojego kamaza!
Powiedziałem, że ma naprawić albo oddać swojego, a on kopnął
mój! – oburzył się i zaczął podnosić głos, więc Rainie
udała, że słucha wszystkiego w koło tylko nie jego. – No i go
uderzyłem – dodał ciszej. – Ale on mnie pobił mocniej! –
zaperzył się.
Kategoria: Tom Kaulitz
* * *
28/09/2016
RETURN TO REMEMBER, Beatrice J.
Część 9
Czytaj dalej...
Kategoria: Bill Kaulitz, +18
* * *
27/09/2016
LIVE LIKE A STAR, Czokoladka

9
Czytaj dalej...
Kategoria: Bill Kaulitz
RETURN TO REMEMBER, Beatrice J.
Część 9
Wystarczyło tylko jedno spojrzenie, jedno jedyne po tylu
latach. Ich oczy płonęły żywym ogniem, którego żar już po
chwili objął całe ich ciała, spalała je miłość i namiętność,
błyszczały blaskiem tłumionego od lat uczucia i bezlitosnej,
rozrywającej tęsknoty. To spojrzenie znów przywołało
najpiękniejsze wspomnienia, ten widok wyrwał z najdalszych
zakamarków umysłu skrywane tam przez tyle lat wszystkie
dotychczasowe marzenia i pragnienia, jakie teraz wartkim nurtem
upojnych westchnień płynęły w tym samym kierunku, spotykając się
wpół drogi.
Tak
więc była tu… Ona, jego bogini, jego miłość… Wokół nie
widział nic, wszystko było zamglone i szare, poczuł się tak,
jakby to co go otacza przestało nagle istnieć, nie było zgiełku,
ani tłumu, a na wprost stała jedna postać w jasnej poświacie. I
widział tylko ją, jedyną, jakby była jakąś zjawą, duchem
przeszłości… Niespełnioną, umarłą dawno nadzieją
i tęsknotą, która teraz niespodziewanie powstała z martwych.
Pociemniało mu w oczach, a nagła niemoc ogarnęła całe jego
ciało, słabość odebrała zdolność słyszenia i czuł, że za
chwilę upadnie. Pętla nagłych emocji zaciśnięta mocno na szyi
nie pozwalała złapać tchu i miał wrażenie, że zaraz się udusi.
Usłyszał dochodzący jak zza światów, szczebiotliwy głos
Patrizii;
-
Prawda, Bill?
Spojrzał
na nią nieprzytomnie, miał w oczach jakiś obłęd, pobladł nagle
zamroczony tą chwilą.
-
Nie słuchasz mnie... - powiedziała, a widząc jego dziwny stan i
bladość twarzy, dodała z przerażeniem: - O Boże... Co się
stało? Źle się czujesz?
-
Usiądźmy, dobrze? - odpowiedział cicho chwytając ją za dłoń w
obawie, że za chwilę straci przytomność.
Czytaj dalej...
Kategoria: Bill Kaulitz, +18
* * *
27/09/2016
LIVE LIKE A STAR, Czokoladka

9
Przez resztę dnia chodziłam naburmuszona. Ogarnęłam nieco swoje mieszkanie, wyskoczyłam na zakupy i starałam się nie myśleć. Dobre sobie. Co chwilę miałam w ręku telefon i znajdowałam kolejne fotografie z Kaulitzem, przy czym za każdym razem robiło mi się gorąco. Dwa miesiące to przecież nie tak długo, a jednak nie potrafiłam sobie wyobrazić, co będzie się działo przez ten czas. Skoro w ciągu tak niedługiego czasu był w stanie owinąć mnie sobie wokół małego palca, to co ja ze sobą zrobię? Zresztą nie było co się oszukiwać, czekałyby nas często podobne rozstania. Albo ze względu na jego pracę, albo na moją. Czy naprawdę nie da się tego jakoś pogodzić? - zastanawiałam się, nieprzytomnie otwierając drzwi swojego mieszkania.
Kolejnego ranka obudziłam się z wyrzutami sumienia. Jak mogłam być zła na Billa o to, że spełnia swoje marzenia tak, jak ja? To wymaga poświęceń, wiedziałam o tym, aż za dobrze, przez tyle lat przywiązana do wygodnej obecności Criega, który najpewniej wciąż zdradzał mnie na boku, więc nigdy nie robił problemów. W tamtej chwili myślałam o tym ot tak po prostu, a jedyną emocją jaka mi towarzyszyła, było zaskoczenie, że nic mnie to nie rusza. Tak jakby w tamtej chwili, gdy Kaulitz powiedział, że nie muszę mu opowiadać takich rzeczy, one zupełnie straciły znaczenie również dla mnie. Nie rozumiałam, co jest ze mną nie tak, że przytakiwałam biernie na każde jego słowo. No i jeszcze musiałam być tak okrutna dla Marity, która była odważna zawsze, tylko nie wtedy, gdy chodziło o nią samą. A ja na nią tak naskoczyłam. Spróbowałam sobie przypomnieć Josta, ale wtedy w knajpie byłam zbyt zaabsorbowana obecnością Billa i niezbyt mu się przyjrzałam. Chwila, czy Marita nie mówiła wtedy, że w porządku z niego facet? - jakaś iskra wspomnienia rozjaśniła trochę moje myśli. Ile on w ogóle na lat?
Postanowiłam, że pierwszą rzeczą, jaką dziś zrobię, będzie udanie się do jej biura, gdzie zapewne ukrywa się przed całym światem. Chciałam ją przeprosić. Jak dobrze pójdzie, może uda mi się dowiedzieć czegoś więcej. A może powinnam porozmawiać z Billem? - przyszło mi do głowy i jak na zawołanie rozdzwonił się mój telefon.
Czytaj dalej...
Kategoria: Bill Kaulitz
* * *
25/09/2016
PŁOMIENNOŚĆ UCZUĆ, Lauren
Rozdział 14
Nasza późna kolacja okazuje się diabelnie dobra. Bill zabiera
mnie do małej restauracji przy autostradzie Pacific Coast nieco na
północ od Santa Monica. Gdy kelnerka dostrzega Billa, wita go po
imieniu i mimo sobotniego tłumu prowadzi nas do raczej prywatnego
stolika na patio z widokiem na ocean, gdzie do kolacji przygrywa nam
dyskretnie łoskot fal rozbijających się o brzeg.
- Często tu przychodzisz? - pytam ironicznie. - Czy po prostu
wykorzystałeś fakt, że kelnerka jest w tobie zakochana, żeby
zdobyć najlepszy stolik? - Błyska onieśmielającym uśmiechem.
- Gabrielle jest fajną dziewczyną, a to miejsce należy do jej
ojca. Ma tu drabinę prowadzącą na dach. Czasem wchodzę tam z nim,
żeby poleżeć brzuchem do góry i wypić parę piw. Żeby się
oderwać. Uciec od szaleństwa – Nachyla się i stuka mnie palcem
po nosie. - Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza? - pyta.
- Skąd! Też uwielbiam poleżeć brzuchem do góry –
stwierdzam. Jego uśmiech się poszerza, a oczy ciemnieją. Patrzę
na niego zdziwiona. - Co? - Z rozbawionym wyrazem twarzy bierze łyk
piwa ze swojej butelki.
- Lubię, jak leżysz brzuchem do góry, nie tylko w takim
otoczeniu – Na te słowa w moim brzuchu zaczynają szaleć motylki.
Chichoczę i uderzam go żartobliwie. Łapie moją dłoń i niewinnie
podnosi do ust, po czym kładzie sobie na udzie. - Nie, serio –
wyjaśnia. - To znacznie bardziej w moim guście niż wystawny styl
życia moich znajomych, zupełnie wbrew ich oczekiwaniom. Mój brat
znacznie bardziej pasuje do takiego stylu życia niż ja –
Przewraca oczami, żeby ukryć bezbrzeżne uwielbienie malujące się
na jego twarzy, gdy o nim wspomina.
Kategoria: Bill Kaulitz
*
NOTHING'S LOUDER THAN LOVE..., Czaki
6
- Carl? Ale my nie musimy iść skakać z jakimiś płachtami –
mamrotałem, wciskając kolejne ubrania do walizki. – A jeśli się
nie otworzą? Albo złamię nogę?
- Przestań, wszystko jest bezpieczne. I nie myśl, że się
wymigasz, jasne? – zmierzył mnie wzrokiem, a ja tylko
przekrzywiłem głowę. Naprawdę aż tak bardzo mu na tym zależy?
Nawet nie wiedziałem, gdzie jedziemy, a znając Carla, mógł to
być każdy zakątek świata. Miałem jednak nadzieję, że nie
jedziemy nigdzie daleko. Zresztą nie cierpiałem jet lagów i
chłopak doskonale o tym wiedział. Kiedy wielkie walizki znalazły
się w bagażniku – ruszyliśmy.
Carl wynajął nam piękny, mały, dwupiętrowy domek nad
jeziorem. Musiały być tu cudowne widoki, zwłaszcza w nocy.
Rozpakowałem się do małej, drewnianej szafy i dodałem kilka
akcentów, by ożywić jakoś te wnętrze choć trochę. Lubiłem
czuć w hotelach namiastkę domu. Dlatego zawsze brałem ze sobą
kilka świeczek i kilka ramek ze zdjęciami. Stałem właśnie na
balkonie, z którego było widać taflę wody i oparłem się o
poręcz.
- Widziałeś te pola tutaj niedaleko, jak jechaliśmy? –
zapytał niespodziewanie mój chłopak, przytulając mnie od tyłu.
Naprawdę na zawał kiedyś zejdę i żadne jego usta – usta mi nie
pomogą.
- Coś tam widziałem.
- Tam będziemy jutro lądować! – da mi chociaż kilka dni na oswojenie się z tą
myślą, a nie, spontaniczny wyjazd z dnia na dzień i nagle bum! On
naprawdę tak się stara dla mnie? I nim się zorientowałem, Carl
całował mnie po szyi i schodził coraz niżej. Już na balkonie
zaczął ściągać ze mnie kolejne ubrania i nim się obejrzałem,
leżałem już na łóżku. Zupełnie nagi. Poczułem się…
niezręcznie. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz kochałem się z nim.
Boże, i nawet mój mały jest przeciwko mnie…? Brutusie…! Nie
mogę go przecież zawieść... I co wtedy zrobił głupi Bill?
Kategoria: Twincest
*
SEE THE HELLO,
K'Bill
Jeden z najprzyjemniejszych
zapachów, jakie poznał na świecie, dolatując do jego nozdrzy sprawił, że
chłopak bez większych ociągnięć wstał z kanapy, na której dotychczas spał i
wbił swój, jeszcze nieco zaspany, wzrok w Jaspera, który zaciągał się
papierosem.
-Cześć, Jass –
Bill przeciągnął się jak kot. Czuł, że ten dzień będzie dla niego szczęśliwy,
choć w głębi duszy miał nieustające wrażenie beznadziei i bezsensowności całego
porwania.
-Kupiłem Ci
papierosy – chłopak wskazał na biurko stojące obok łóżka porwanego. Tam,
leżały, ułożone jedna na drugiej, cztery paczki ukochanych Cameli Kaulitza oraz
malutka zapalniczka. Nim muzyk zdążył podziękować, Jasper dodał:
-Będziemy dziś
gotować! – uśmiech Jaspera, zmieszał się z jękiem niezadowolenia Billa.
Kategoria: Bill Kaulitz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz