Nowości w tym tygodniu! (09.10-15.10.2016r.)

12/10/2016

RETRUN TO REMEMBER, Beatrice J.



Część 11


Otworzyła oczy, spoglądając na wiszący na ścianie zegar.
            - Prawie piętnasta...? - jęknęła kręcąc z niedowierzaniem głową, że spała aż tyle godzin. W mieszkaniu panowała wręcz uciążliwa cisza.  Jej skronie pulsowały teraz tępym bólem, tak, jakby właśnie tam przeniosło się jej serce. Pomyślała, że to pewnie przez ten nieszczęsny zastrzyk spała tak długo i paskudnie się teraz czuła. Z trudem zwlekła się z łóżka zastanawiając, gdzie może być Amy. W przedpokoju spostrzegła pozostawioną na szafce kartkę napisaną ręką córki: „Jestem u babci na obiedzie. Przepraszam, ale nie miałam sumienia Cię obudzić, a posiłek przyniosę.”
            No tak, miały być o czternastej u jej rodziców… Przespała tę godzinę, jak i pierwszą połowę dnia, a wczoraj...? Wszystkie jej myśli wróciły do wydarzeń sprzed kilkunastu godzin, powodując szybsze bicie serca i otulające je ciepło. Wreszcie mogła go zobaczyć… W te oczy mogłaby patrzeć wiecznie i właśnie w tej chwili poczuła ogromny żal, że sama pozbawiła się tego widoku na tyle długich lat. Miłość wciąż tliła się w niej, wybuchała jasnym płomieniem już na samo jego wspomnienie, ale wczoraj ogniste języki tego uczucia pochłonęły doszczętnie ją całą. Wciąż kochała go tak bardzo, tak boleśnie, do utraty tchu…  
            Poczuła wściekłość, nienawidziła swojego ciała, które w takiej chwili musiało spłatać jej figla! Miała taką wspaniałą okazję, mogło się coś zacząć, mógł to być najcudowniejszy wieczór od jej powrotu do Niemiec. Banalnym omdleniem - z własnej głupoty - zaprzepaściła wszystko, pokpiła sprawę. Jednak doskonale pamiętała jego słowa, całe wypowiedziane zdanie, to, które wlało w jej serce nadzieję i przegoniło wszelkie obawy, zgasiło złowrogie wątpliwości. Wiedziała już, że nadal ma swoje miejsce w jego sercu. W tej chwili wcale nie myślała o jego kobiecie i była cholerną egoistką, jak nigdy wcześniej. Może właśnie tej cechy zabrakło w niej, kiedy stąd uciekała…?



Kategoria : Bill Kaulitz, +18


***

11/10/2016

SZUKAJĄC JUTRA, Lady Di




Rozdział XXI


Kolejne dni mijały jeden po drugim. Mój przyjaciel wraz z zespołem wrócił do Europy, by promować długo wyczekiwany przez tamtejszych fanów album.  Trasa koncertowa, która pochłonęła go bez reszty, sprawiła, że mieliśmy teraz ograniczony kontakt. A raczej jego brak. Krótkie telefony, które w zasadzie opierały się jedynie na sprawdzeniu czy oboje żyjemy i nic nam nie dolega, były wszystkim. Pocieszałam się faktem, że niebawem uda mi się go wreszcie zobaczyć. Tęskniłam za nim teraz bardziej niż kiedykolwiek. Paul doszedł wreszcie do siebie po ostatnich feralnych wydarzeniach, a i Elena miała się z każdym dniem coraz lepiej. Mniemam, że było to wynikiem troskliwej opieki mojego brata. Udało im się wreszcie znaleźć nić porozumienia. Szczera rozmowa pomogła im wybaczyć sobie wzajemne błędy i ułożyć wszystko na nowo. Po każdej burzy przychodzi w końcu słońce. Moje życie za to wróciło do dobrze mi znanej rutyny. Szkoła, praca, dom. I tak w kółko.
W szkole wszystko kręciło się wokół nadchodzącego balu halloween’owego, który dla mnie nie był jakimś specjalnym wydarzeniem. Nie zamierzałam tam w ogóle iść. Za to Jess, była innego zdania i wciąż łudziła się, że jednak się tam zjawię.
-A ty w co się przebierzesz?- Zapytała mnie, kiedy tylko weszłam do szkoły.
-Cóż… Myślę, że nie będę miała problemu z wyborem garderoby. Nie wybieram się na bal. -Powiedziałam spokojnie.
-Nie gadaj bzdur. Musisz być. –Zarządziła.
-Nie ma przymusu. Nie przepadam za balami maskowymi. Poza tym dwa dni po balu jest zaliczenie z literatury, zapomniałaś?

Kategoria: Bill Kaulitz



  ***

10/10/2016

RYSOWANE MARZENIA, soul-of-angel




9. Żyje nadal. To znaczy jej ciało.



 A teraz, ćwiczenie dla ciebie. Skup się. Zamknij oczy i wytęż słuch. Czy słyszysz? Słyszysz jak świat oddycha? Czy dostrzegasz ten każdy szmer wokół ciebie? Czy muzyka, być może lecąca gdzieś w tle, nie napawa cię optymizmem lub pesymizmem? A może masz ochotę coś napisać, coś powiedzieć? A może śmiać się lub płakać? Czy czasami w takiej ciszy nie wydaje ci się, że ściany się schodzą i szeptają między sobą? Że podłoga jęczy i płacze, a kaktusy w kolorowych doniczkach uśmiechają się szeroko do ciebie?
Ohhh wyobraźnio, gdzie ty się podziewasz?!
        Kochał każdą setną milimetra jej ciała. Każdy wzgórek, krosteczkę i ten pieprzyk pod lewym okiem. Kochał jej grymasy, kiedy się złościła i to, jak marszczyła nosek, kiedy prawił jej komplementy. Czy to była miłość? Z jego strony, zdecydowanie tak. A może tylko fascynacja? Nie wiedział. Uwielbiał patrzeć na nią, słuchać ją i rozmawiać. Jake próbował ułatwiać jej bycie niewidomą, jak tylko mógł.. ale nie mógł.
…bo ona.  Ona żyła w innej rzeczywistości. Tam, gdzie poduszki pachniały Jego wodą kolońską, a oczy same śmiały się do Niego.


Kategoria: Tom Kaulitz

    
 *
NOTHING'S LOUDER THAN LOVE..., Czaki


7

Wszystkie następne wydarzenia pamiętam jak przez mgłę. Jedyne czego byłem pewien, to że bawiłem się doskonale. Było mi lekko na duszy i nawet grawitacja oddziaływała na mnie lżej, niż zazwyczaj. Wszyscy byli mniejsi, więc wnioskowałem, że tańczyłem na stole. Co było potem, nie miałem pojęcia, bo mój rejestrator wydarzeń obudził się w momencie, gdy wskakiwałem do wielkiego, niezadaszonego basenu. Oczywiście w samych bokserkach, bo ubranie… No, nie dbałem o nie. Carl musiał być w szoku, zresztą… nie obchodziło mnie, co na to Carl! No… Ale on miał w tym wszystkim chyba inne zdanie, bo już po chwili wyławiał mnie.
- Bill, przecież ty nawet pływać nie umiesz, jeszcze sobie coś zrobisz!
- A może ja chcę się nauczyć?! – fuknąłem na niego, zadzierając nos. Dupek! Zepsuł mi całą zabawę. Upierałem się, że nie chcę żadnych ubrań, bo i tak będą mokre, dlatego paradowałem w mokrych bokserkach i w ręczniku owiniętym wokół bioder. Nie dość, że miałem zepsutą zabawę, to nie mogłem więcej pić, wyobrażacie to sobie?! No bezczelny typ. A ja go broniłem, pff. Co się działo z Tomem… Śmiał się ze mnie! I dopiero on namówił mnie, żebym ubrał chociaż jego bluzę, która była o kilka rozmiarów za duża, ale za to miękka i pachnąca nim. Oczywiście nie spodobało się to Carlowi, ale nic nie mówił, bo chociaż mój tors był zakryty. Kiedy przechodziłem obok dziewczyn, unosiłem brew szybko, uśmiechając się. Wtedy Carl zasłaniał mnie i przepraszał je, a ja śmiałem się jeszcze głośniej. Zazdrośnik. Choć i tak najgorsze miało dopiero przyjść! Carl nie chciał dostarczać mojemu organizmowi więcej alkoholu, dlatego to wszystko pamiętam, choć jednocześnie miałem go na tyle, by czuć się baardzo swobodnie, no i wpadłem na super pomysł. Bo jak zaproponowałem, że pogramy w rozbieraną butelkę, to jakoś każdemu się podobało! Tylko oczywiście Carl znów miał jakiś problem! W ogóle to nic mu się nie podobało i zepsuł całą imprezę, o! 

Kategoria: Twincest


 *** 

09/10/2016

A RAY OF SUNSHINE ON A RAINY LIFE, sacred




17

Świat zawirował mocno, by po chwili gwałtownie się zatrzymać. W jednej chwili z błękitnego nieba spadła wprost w najciemniejsze otchłanie piekła. Poczuła mdłości, a ciało odrętwiało. Serce tłukło jak oszalałe, łzy bezwiednie napłynęły do oczu. Błagała w duszy, by to wszystko okazało się tylko marnym żartem; by ktoś uszczypnął ją boleśnie, wybudzając z tego koszmaru. Uwodził ją tyle czasu, dla zaledwie kilku wspólnie spędzonych nocy? To nie mógł być koniec.
– Nie musiałeś... – odchrząknęła, pozbywając się ogromnej guli goryczy, która utkwiła w jej gardle. – Nie musiałeś przywozić mnie aż tu, żeby to zakończyć...
– Co? – spojrzał na nią pytająco.
– Mogłeś zrobić to w Magdeburgu – wzruszyła ramionami i wiedziała już, że to ostatnie słowa, jakie jest w stanie wypowiedzieć, zanim się rozpłacze.
Nagle wszystko wróciło; wszelkie obawy, jakie kiedykolwiek zamajaczyły w jej umyśle, strach przed odrzuceniem, pojawieniem się innej kobiety i w końcu niepokój o to, czy zdoła kontynuować ten związek na warunkach Toma. Ta relacja była niczym jazda kolejką bez trzymanki po skomplikowanym i niebezpiecznym torze. Przez ten krótki czas zdążyła posmakować różnorodnych emocji i wiele wskazywało na to, że najgorsze z nich, czyli tę nieznośną pustkę, jaka towarzyszyła jej jeszcze w zeszły tygodniu, poczuje znowu.

Kategoria: Tom Kaulitz



*

LIVE LIKE A STAR, Czekoladka


11.




Po tym, jak pogodziłam się z agentką, która jednak kategorycznie zabroniła mi słowem wspominać o menadżerze Tokio Hotel, wszystko toczyło się już własnym życiem. Zostały dwa tygodnie do trasy chłopaków i wiedziałam, że będę przeżywać jak mrówka okres te dwa miesiące, ale za każdym razem, gdy widziałam się z Billem pomiędzy albo tuż po wypełnieniu wszystkich naszych obowiązków związanych z pracą, on dawał mi do zrozumienia, że cholernie warto czekać tyle i znacznie więcej. Ku naszemu zadowoleniu jego brat nie pojawiał się na horyzoncie, a my spotykaliśmy się swobodnie, nie przejmując się zbytnio tym, że zwykle mamy jakiś ogon. Każdego dnia dowiadywałam się o nim czegoś nowego i wszystko kwitło, łącznie z naszą popularnością. To były najcudowniejsze dwa tygodnie, które szybko się skończyły.
Dzień przed jego wyjazdem nie mogliśmy się zobaczyć. Ja rano miałam spotkanie, potem on był zajęty dopinaniem przygotowań na ostatni guzik, a wieczorem miał wizytę u psychologa. Właściwie starałam się nie wypytywać, ale czasem udało mi się wyciągnąć od niego jakieś „jest nieźle”. Jego zwięzłe wypowiedzi nigdy nie zapowiadały niczego dobrego, ale nie wnikałam, skoro nie chciał mi powiedzieć. W każdym razie umówiliśmy się, że mamy jednocześnie wolne dwie godzinki przed jego wyjazdem, więc miał do mnie przyjechać.
I rzeczywiście, pojawił się tuż przed dwunastą. Miał na sobie wąskie dżinsowe spodnie, białą koszulkę i dużą granatową bluzę od dresu, a oprócz tego okulary zasłaniały pół jego twarzy.
- No, cześć – rzucił jakby nigdy nic, już w drzwiach pochylając się, żeby mnie pocałować. - Jak tam? Masz dziś wolne?  

Kategoria: Bill Kaulitz



 *

KONIEC PRZESZŁOŚCI, POCZĄTEK PRZYSZŁOŚCI, Invaded96



Rozdział V


Na drugi dzień obudziłam się z okropnym bólem głowy, nawet najcichszy dźwięk sprawiał, że miałam wrażenie jakby stado słoń przeszło po mnie. Nigdy jeszcze nie czułam się tak źle. W ustach miałam nie przyjemny posmak, a gardło było niczym Sahara. Nawet nie chciałam patrzyć na własne odbicie w lustrze, bo już widziałam ten rozmazany makijaż, poczochrane włosy i bladą twarz, jakbym była córką młynarza. Patrzyłam w sufit i jeszcze trochę kręciło mi się w głowie. Nie chętnie zwlekłam się z łóżka, nawet nie chciało mi się ubierać, więc założyłam szlafrok i moje puchate kapcie. Zeszłam na dół prosto do kuchni. Spojrzałam w telefon schodząc po drewnianych schodach. Miałam jedną wiadomość od Kevina. „Jak się czujesz imprezowicz ko?”
„A jak mam się czuć ?? „ Odpisałam mu. Uśmiechnęłam się do siebie i schowałam komórkę do kieszeni.  Odkąd przyjechałam do Los Angeles Kevin zachowuje się jak mój starszy brat, którego nigdy nie miałam. Cieszyło mnie to i jakoś dawało mi poczucie bezpieczeństwa.
-Kevin jak tylko zjawisz się u mnie obiecuje ci, że twoje dni są policzone za to, iż pozwoliłeś mi na to bym doprowadziła się podczas imprezy do takiego stanu – Powiedziałam do siebie trzymając się za bolącą głowe. Kiedy nastawiałam wodę na kawe, myślałam nad dzisiejszą nocą i zdałam sobie sprawę, że  mało co z niej pamiętałam. Jedyne co zachowało się w mojej głowie to początek imprezy i na moje nieszczęście ten incydent z tym facetem podczas tańca, plus jeszcze rozmowa z Kev, a później już nic. Miałam tylko nadzieję, że nic głupiego nie robiłam. 

Kategoria: Tokio Hotel

*

SZUKAJĄC JUTRA, Lady Di




Rozdział XX


Jak zwykle w takich chwilach, musiał zadzwonić telefon. Odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni.
-Odbiorę. Może to coś ważnego. -Powiedziałam. W duchu zastanawiałam się, kto o tak późnej porze może do mnie dzwonić. Na wyświetlaczu pojawił się numer mojego brata. Odbierając telefon usłyszałam jedynie niewyraźny bełkot. Nie był pijany. Tego byłam pewna. Był roztrzęsiony i płakał…? Próbował mi coś przekazać, ale nie byłam w stanie nic zrozumieć. Po kilku próbach udało mi się uzyskać informację, że Paul jest w szpitalu i coś się stało Elenie.
-Bill muszę jechać do szpitala. -Powiedziałam z ledwością.
-Boże… Co się stało?- Zapytał widząc moją minę.
-Nie wiem. Coś stało się Elenie. Paul jest w szpitalu, nie mogę go teraz zostawić samego. Muszę tam jechać. -Powiedziałam zarzucając na siebie bluzę.
-Nigdzie cię samej nie puszczę. Będzie lepiej, jeśli to ja poprowadzę. W porządku?
-Tak. -Rzuciłam krótko zatrzaskując za nami drzwi od domu.
Po chwili byliśmy już w drodze. Dystans do szpitala pokonaliśmy w tempie ekspresowym. Dziękowałam Bogu, że obeszło się bez mandatu za przekroczenie prędkości.
Wpadłam do szpitala jak burza, rozglądając się za moim bratem. Siedział skulony na jednym z krzeseł. Twarz miał zatopioną w dłoniach. Płakał. Podbiegłam do niego i mocno przytuliłam.

Kategoria: Bill Kaulitz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz