Nowości w tym tygodniu! (13.03-19.03.2016r.)

19.03.2016r. 

"My Immortal", Beatrice J. 


Rozdział XXI

  Z każdym, kolejnym uderzeniem w klawisz spacji, coraz bardziej zaciskał zęby i coraz więcej łez napływało mu do oczu. Z ekranu monitora uśmiechała się do niego ona, czasem bardzo wesoło, czasem figlarnie, to znów uwodzicielsko patrzyła mu prosto w oczy siedząc na kamienistej plaży na tle lazurowego nieba. Znów jak bumerang wróciły wspomnienia z Marsylii. Już nawet nie bolał go tak bardzo incydent z Madlaine. Delikatnie przesunął dłonią po ekranie swojego laptopa. Tak bardzo chciałby teraz dotknąć jej twarzy… Zmysłowo obrysował palcem kontur ust na zdjęciu, gdyby mógł poczuć ich smak, wtopić w nie bez opamiętania swe wargi i całować do utraty tchu… Zamiast tego jednak na wspomnienie owego wieczoru sprzed dwóch tygodni poczuł ukłucie w sercu. Żadnego sms’a, żadnego telefonu, a minęło już tyle czasu…
            Przez pierwsze dwa dni czuł wściekłość, a w miarę upływu kolejnych najzwyczajniej zaczął się bać i chociaż tęsknota pastwiła się nad nim niemiłosiernie, nie miał odwagi do niej zadzwonić. Dręczył się za to wspomnieniami, oglądając codziennie te zdjęcia i obwiniał. A jeśli ją zranił, jeśli niesłusznie ją posądził? Przecież tyle ryzykowała wymykając się z domu, biegła do niego z taką radością, była taka ufna, gdy on tymczasem tak po prostu ją odtrącił. Zachował się jak ostatni egoista… Przecież robiła co mogła, możliwe, że naprawdę była mu wierna, przecież właśnie to mu obiecała... Tego jednak nie wiedział mimo jej zapewnień, nie mógł mieć żadnej pewności i dlatego tak bardzo bolała go choćby sama myśl, że tamten z nią jest, że ją przytula, może dotyka i pieści?
            Teraz trzymała go przy życiu tylko jedna, jedyna myśl… Powiedziała mu, że go kocha, że kocha tylko jego i w tym miał nad Martinem przewagę. Gdyby kochała tamtego, nie wymknęłaby się do niego wtedy, kiedy on wrócił po tak długiej nieobecności. Na jej miłość do niego mógł teraz zaleźć wiele argumentów, ale wystarczył mu w zupełności ten jeden…
            Westchnął ciężko. Po tych wszystkich przemyśleniach, był rozgoryczony i zły na siebie. Jeśli ona nie wybaczy mu tego co zrobił…?
            - Cholerna idiotka! – wyrwał go z zadumy dziki okrzyk brata i trzaśnięcie drzwiami. Spojrzał na niego nieprzytomnym wzrokiem.
            - Przyprowadziła jakieś dwie koleżanki! Wyobrażasz sobie? – relacjonował przebieg nieudanej randki Tom, nalewając sobie w międzyczasie coli do szklanki.
– Bała się, że ją od razu przelecę, czy co? – pociągnął duży łyk ulubionego napoju i po chwili dodał. – Ja nie przelatuję na pierwszych randkach – rozprawiał wesoło.



Kategoria: Bill Kaulitz


* * *


"Bei dir", Frigid



27. We had everything us, we had nothing before us



— Przyszedł wczoraj — powiedział, wchodząc do sali.   
Liv, tak jak podejrzewał Markus, od razu uniosła głowę i spojrzała na niego; w jej niebieskich oczach nadzieja mieszała się ze smutkiem i strachem. Pokręcił przecząco głową, co jednocześnie ją uspokoiło i – miał wrażenie – jeszcze bardziej zasmuciło. Opadła z powrotem na poduszkę, a Markus rzucił krótkie spojrzenie w stronę sąsiedniego łóżka, które było puste i porządnie zasłane.   
— Wypisali ją rano — mruknęła Liv, jakby czytała w jego myślach.   
Markus westchnął z ulgą; nie przepadał za szesnastoletnią sąsiadką Liv, która stale paplała o stanie swojego zdrowia, nauczaniu indywidualnym, przystojnych lekarzach, chłopcach z oddziału i gwiazdach z jej dziewczęcych pism. Liv uśmiechała się tylko i nawet nie próbowała podtrzymywać rozmowy, co nie zrażało tej nastolatki, a Markus zaś silił się, by na nią nie nawrzeszczeć. Nie wyrządziła mu żadnej krzywdy, jednakże prawie dwukrotnie starszy od niej Markus nie potrafił przejąć się faktem, że oddziałowa nauczycielka angielskiego zadała jej dwa wypracowania do napisania, gdy po raz drugi w życiu spędzał każdą wolną chwilę na oddziale onkologii; najpierw nie odstępował na krok żony, a teraz odwiedzał Liv.
— Jak się czujesz?
Wzruszyła ramionami. Pochylił się nad nią, pocałował ją w czoło i pogłaskał po niesfornych włosach. Krótkie kosmyki sterczały w różne strony; ciemny kolor włosów mocno odznaczał się od bladych policzków. Uśmiechnęła się słabo, gdy usiadł i ujął jej dłoń w swoją. Przyglądał się jej twarzy, lecz odniósł wrażenie, że Liv wyglądała gorzej niż poprzedniego dnia.   
— Co z Tomem?   
Teraz Markus wzruszył ramionami. W jej oczach błysnął gniew.   
— Markus!   
— Miał zabandażowaną rękę.   
— Co się...  
— Powiedz mi, jak się czujesz — przerwał w połowie słowa i nie czuł żadnych wyrzutów z tego powodu. Czy to naprawdę takie ważne, w jaki sposób Tom się zranił? — I nie kłam, Liv.   
— Beznadziejnie. Zadowolony? — syknęła zła, mrużąc oczy. Wyrwała dłoń i uniosła się na poduszce. Naciągnęła rękawy granatowego swetra na dłonie i wlepiła w niego wzrok. — Jestem osłabiona, zmęczona, nie mam apetytu i nie mogę spać. Gdy tylko zamknę oczy, widzę ciebie. Cierpisz. Albo widzę mojego brata, który jest wściekły. Albo widzę Toma, a jego rozczarowanie i moja tęsknota pozbawiają mnie tchu. Tęsknię za nim, tak jak przepowiadałeś. Zadowolony? — powtórzyła wściekła.  



Kategoria: Tom Kaulitz


 * * *

"Szukając jutra...", lady di

Rozdział III


Poniedziałkowy ranek zaczął się inaczej niż wszystkie pozostałe dni. Wstałam, o dziwo wcześnie. Zawsze lubiłam pospać dłużej, ale dzisiejszej nocy prawie nie zmrużyłam oka. Wszystko to pewnie przez spotkanie, na które czekałam już prawie drugi tydzień. Niby nie ma się czym stresować, w końcu to spotkanie z bliskim mi człowiekiem. Mimo to mam pewne obawy. To mój ojciec, a ja w ogóle go nie znam. Mój Boże, nie wdziałam go nawet na oczy! Nie chciałam, żeby było to jakieś oficjalne spotkanie, dlatego też umówiliśmy się w przytulnej knajpce niedaleko mojego domu.
Stanęłam przed szafą pełną starych ciuchów. Wyciągnęłam ulubiona koszulkę i wytarte jeansy. Spojrzałam na zegarek. Niecałe pół godziny dzieliło mnie od chwili, na którą tak bardzo czekałam. Dzwonek do drzwi wyrwał mnie z otumanienia. To pewnie Rose. Mówiła, że przyjedzie. Zbiegłam po schodach i otworzyłam drzwi. Nie myliłam się, w drzwiach stała moja przyjaciółka.
-I jak się czujesz ? – Zapytała widząc moje lekkie zdenerwowanie.
-W porządku. – Uśmiechnęłam się by ukryć wszelkie inne uczucia.
-I myślisz, że ci uwierzę? – Chyba znała mnie zbyt dobrze. – Trzęsiesz się jak galareta.
-Powiedzmy, że troszkę się denerwuję.
-Jesteś pewna, że tego chcesz ? Co jeśli okaże się, że lepiej było nie iść.
-Rose ja nie mam wątpliwości co do tego, czy powinnam iść na spotkanie z nim czy nie. Jestem tego pewna, jak nigdy. Boje się jedynie jak to będzie.
-Może masz racje. – Powiedziała cicho, bez przekonania. Spojrzałam na zegarek.
-Zostało niecałe 15 minut. Pójdę już, żeby się nie spóźnić.
-Poczekam na ciebie i zrobię jakiś obiad, jeśli nie masz nic przeciwko.
-Przecież wiesz, że nigdy nie mam nic przeciwko.
Przez całą drogę szłam jak w amoku. Będąc na miejscu zrobiłam dwa głębokie wdechy i weszłam do środka. W lokalu panowała ciepła i przyjemna atmosfera, stoliki nie były oblegane jak zwykle, siedziało przy nich niewiele osób. Zaczęłam rozglądać się za mężczyzną, który przypominałby mi ojca z moich wyobrażeń.



Kategoria: Tokio Hotel




18.03.2016r.

"Z zapisków Billa K.", unnecessary




we are broken

Beznamiętnie patrzę przed siebie, nie rozglądając się na boki. Staram się nie zauważać pogardliwych spojrzeń ludzi, którymi mnie obarczają. Każde z nich jest jak kolejna igła wbijana w moje serce. Wiem, że oceniają mnie, choć nie znają prawdy i nic o mnie nie wiedzą.
Chce mi się krzyczeć, lecz zagryzam wargi, by nie wybuchnąć, nie okazać po raz kolejny słabości. Udaję silnego, choć w głębi duszy jestem stosem niemocy. Czuję w sobie lęk. Lęk przed ludźmi. To uczucie ciągle mnie prześladuje. Próbuję się prześliznąć gdzieś między szparami, lecz ono trzyma mnie szponami, rozrywając boleśnie delikatną warstwę skóry.
Nie wiem, co się dzieje z moim życiem. Nie rozumiem tego, co jest dookoła mnie. Nie rozumiem samego siebie. Nie potrafię nawet myśleć o tym, co będzie dalej, bo nie chcę, żeby było jakieś potem.
Jak mam myśleć o przyszłości, kiedy brzydzę się sobą? Każdego dnia patrzę na siebie z nienawiścią. Każdego dnia boję się spojrzeć sobie w oczy, bo wiem, co w nich odnajdę. Wszystko to, od czego chciałbym uciec jak najdalej.
Nie da się wymazać z pamięci obcego dotyku. Złamali mnie. Sprawili, że przestałem być człowiekiem. Ogarnęła mnie martwica.
Litość ludzi sprawia, że czuję się ofiarą losu. Nie chcę tego. Jedyne czego pragnę to ucieczki od tych miejsc, wspomnień i myśli. Potrzebuję wiedzieć, że jeszcze mam szansę. Chcę łudzić się, że jest nadzieja.
Mechanicznie stawiam nogę za nogą, ignorując szaleńcze bicie serca. Nie wiem po, co tam idę. To kolejna forma destrukcji. Z każdym krokiem na mojej szyi zacieśniają się niewidoczne więzy, czyniąc ze mnie niewolnika.
Idę jak posłuszny pies. Nienawidzę się za to. On znów mnie zniszczy jednym spojrzeniem. Znów sprawi, że poczuję się gorszy od śmiecia. A może to moje realia? Może to jest prawdą? Że jestem zły, jestem najgorszy?
Jak wielkie to ma dla mnie znaczenie? Nic nie zmieni tego, czego doświadczyłem. To sprawia, że zawsze będę gorszy od innych ludzi. Będę naznaczony. Dogłębnie zniszczony.



Kategoria: Bill Kaulitz



15.03.2016r.

"A ray of sunshine on a raine life", sacred

6




– Chyba nie będzie tak źle, co? – rzuciła Ana, stawiając przed Klarą kubek z kawą.
Pół godziny wcześniej zakończył się premierowy dzień ich pierwszej pracy; czymże byłby ten ważny krok, bez przypieczętowania go plotkami z przyjaciółką?
– Ludzie są mili; no, może za wyjątkiem tej blondi w holu...
– Mówisz o głównej sekretarce? Tej przemiłej, uśmiechniętej od ucha do ucha? – zironizowała Ana.
– Daj spokój, ten uśmiech ma chyba przyklejony na stałe. Myślę, że gdyby poszła na casting do Mrocznego rycerza, zrobiłaby niezłą konkurencję Ledgerowi. I to bez zbędnego makijażu! – stwierdziła Klara, na co obie parsknęły śmiechem.
– Może jest zazdrosna? Dotychczas była główną sekretarką, a teraz, gdy firma się rozrasta, każdy dział będzie miał swoją; poczuła się zagrożona... – wzruszyła ramionami.
– Nie zmienia to faktu, że powinna się nieco bardziej postarać... Ten jej głos, twarz... Ociekała sarkazmem na kilometr! – Klara pokiwała głową, wzdrygając się przy tym.
– Bądź wyrozumiała, może to wczesna faza klimakterium?
– Ana... – brunetka zerknęła z politowaniem na przyjaciółkę – myślę, że ledwo przekroczyła trzydziestkę.
– Może Niemki starzeją się wcześniej niż reszta świata?
– Do tego są brzydkie, męskie i każda ma na imię Helga.
– Tak, właśnie – Ana uniosła w górę kubek z kawą. – Teraz wznieśmy toast! To jest nasz czas, kochana!
Klara przymknęła powieki i prychnęła lekko. Mimo że ich przyjaźń trwała już ładnych parę lat, szatynka nigdy nie przestanie jej zaskakiwać. Cieszyła się, że znowu ma ją dla siebie, a idiotyczny konflikt odszedł w zapomnienie. W niedzielę rano ledwo zdążyła otrząsnąć się po nieoczekiwanej wizycie Maxa, kiedy kolejna niespodzianka czekała na nią w domu. Zdenerwowana Ana siedziała w salonie, a gdy Klara przekroczyła próg pomieszczenia, zamknęła ją zaraz w żelaznym uścisku. Strapił ją fakt, że przyjaciółka nie wróciła na noc, co wpłynęło na to, że wszystkie żale i niesnaski poszły w niepamięć.


Kategoria: Tom Kaulitz




 * * *

"Couting Only You", Karolina Kaulitz



Rozdział 3



Wróciłyśmy do domu około godziny 17.00. Musiałyśmy sprawdzić z czego chłopakom idzie dobrze, a z czego źle. No i okazało się, że ich największym

problemem jest matma, geografia i języki. Kiedy już wiedziałyśmy w czym musimy Billowi i Tomowi pomagać to pozwoliliśmy sobie na chwilę wygłupów i
chyba przesadziliśmy... Sama nie pamiętam o co się rozeszło, ale wybiegłam z domu Kaulitzów, a Tom za mną oblewając mnie zimną wodą... Teraz mam gorączkę,
katar i kaszel... Ładnie...
-To dlatego, że się nie ubierasz!- skarciła mnie babcia robiąc mi herbatę z cytryną.
-Masz, wypij! Potem do łóżka się wygrzać, a po Kaulitzach mi narazie nie będziesz latać.
Wyplułam herbatę.
-Ty znasz Kaulitzów?!- krzyknęłam.
-Pewnie. Simone, jej dwa bliźniaki i ten idiota Jorg... Całe miasto ich zna.- powiedziała babcia ścierając herbatę ze stołu.
-A co oni takiego zrobili?
-Simone i jej synowie nic, ale Jorg! Odkąd Kaulitzowa się rozwiodła nie mogę spokojnie spać. 17 maj... środa... Przeklęty dzień w którym Jorg się tu wprowadził.
Z początku był normalny, ale kiedy było zebranie miejskie to dał popalić. Jak on się zaczął wydzierać! A że to za mało kasy mu dają, a to że ma za daleko do sklepu,
a to że sąsiedzi głupi... Dziadek tam o mało nie oszalał! Potem Jorg powiedział, że nie będzie tego dłużej tolerował i jeszcze go popamiętamy. On się ze wszystkimi kłóci.
Co za idiota.. Do dzisiaj boję się, żemoże coś zrobić. Na szczęście ma pracę za granicą i nie ma go u nas tak często.  


Kategoria: Tom Kaulitz




13.03.2016r.

"Sąsiad", Mazohyst



4



   Otworzenie oczu następnego dnia było dla mnie największym wyzwaniem w całym moim pechowym życiu.
                Już drugi dzień z rzędu obudziłem się z bólem głowy i to wszystko przez tego cholernego Buszmena. On mnie wpędzi w alkoholizm! Zresztą jestem pewien, że to właśnie on przynosi mi tego pieprzonego pecha. Tak, racja, wcześniej też byłem życiową ofiarą, ale nigdy nie obudziłem się z kacem wielkości Mount Everest, leżąc na nagim facecie, którego znałem jedynie dwa dni.
                Kiedy to w końcu dotarło do mojego biednego skacowanego mózgu, znieruchomiałem. Cholera, on był nagi! Zresztą ja też. To znaczy… Ja miałem na sobie chociaż gacie, jedyną rzecz podtrzymującą teraz moją godność – w przenośni i dosłownie – ale nie byłem pewien, czy on też. Do tego do mojej umierającej głowy, którą z chęcią bym sobie w tej chwili odrąbał nawet tępą siekierą, zaczęły napływać zapomniane informacje z poprzedniego dnia, przez co od razu zarumieniłem się po cebulki włosów. Zerknąłem badawczo w stronę Toma. Spał! Jestem uratowany!
                Podniosłem się delikatnie z Dredziarza i po prostu usiadłem obok niego na łóżku, bo… No, chociaż było mi wstyd po tym, co wczoraj pięknie odwaliłem, to głupio było mi teraz tak po prostu wstać i wyjść.
                Boże, zachowuję się, jakby doszło do nie wiadomo czego. Dramatyzujesz, Bill! Bądź facetem choć raz w swoim życiu!
                - Dzień dobry – usłyszałem zaspany głos za swoimi plecami i moje serce od razu zaczęło bić mocniej.  Cholera, jak ja mu spojrzę w twarz…? Z bycia facetem chyba nici.

Kategoria: Twincest

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz