31.10.2015r.
"Devotion 2", xkaterine

Devotion 2- 5
Od samego rana miałem złe przeczucia. Coś podpowiadało mi, abym nie wracał do domu, bo tam nie czeka mnie nic dobrego. Bałem się, choć nie wiedziałem, czego. Po prostu wypełniały mnie obawy o to, że wydarzy się coś, co najbardziej mnie martwiło. I te przeczucia nie były złudne.
Dom był całkiem pusty. Po Billu pozostał już tylko zapach, który miał mi towarzyszyć przez resztę samotnych wieczorów. Odszedł. W sumie mogłem się tego spodziewać, ale nie sądziłem, że nastąpi to aż tak szybko. Gdy tylko zobaczyłem, że w otwartej na oścież szafie pozostało niewiele jego ubrań, wiedziałem, co było przyczyną jego ucieczki. Leżący na biurku pożegnalny list upewnił mnie tylko w przekonaniu, że już wszystko skończone. Serce zaczęło bić mi niebezpiecznie szybko, a ręce nerwowo drżeć. Nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Krążąc od pokoju do pokoju chowałem twarz w dłoniach, starając się opanować przyspieszony oddech.
- Nie, nie, nie, nie, nie!!! - warczałem sam do siebie, zrzucając po drodze z szafek wszystko, do czego tylko dosięgałem. Nadmiar emocji sprawił, że wpadłem w furię, jaka nie opanowała mnie nigdy przedtem. - Co robić?! Co ja mam teraz, kurwa, zrobić?!
„Wolałbym dowiedzieć się tego od Ciebie, niż od przypadkowych osób.”
- Jak, do cholery, miałem się do tego przyznać?!
„Zawiodłeś mnie, Tom. Nigdy Ci tego nie wybaczę.”
- Bill, kurwa, Bill! - zasłoniłem twarz dłońmi, biegnąc po telefon, który zostawiłem w przedpokoju. Nie chciał, abym do niego dzwonił, ale jak w ogóle mogłem spełnić tę prośbę? Tak bardzo chciałem się z nim zobaczyć, wyjaśnić mu wszystko i być może uspokoić własne sumienie. Moje starania poszły jednak na marne. Bill wyłączył telefon, nie dając mi nawet szansy na usprawiedliwienie się. Z całych sił rzuciłem komórką o ścianę. Miałem gdzieś to, że zniszczyłem kolejną w ciągu tygodnia. Nic, co materialne, nie miało najmniejszego znaczenia, gdy to, co najcenniejsze, zostało mi odebrane. A w zasadzie co odeszło tylko z mojej winy.
Kategoria: Twincest, +18
***
30.10.2015r.
"Cupid arrow", Judyta P.
odc.33 „Jeden moment”
Cicho wymknęła się z pokoju, zostawiając w nim kłócących się jak zwykle o byle co trójkę przyjaciół. Byli tak zajęci sobą, że nawet nie zauważyli jej zniknięcia, co było jej na rękę. Potrzebowała chwili oddechu i zastanowienia się nad wszystkim co ją otacza. Jej potrzeba „samotności” była paradoksem, patrząc na mijające dni, miesiące lata – zawsze sama. Brakowało jej towarzystwa, rozrywki, szczęścia, a teraz to wszystko uderzyło w nią z potrojoną mocą. Może nawet ją to trochę przerosło. W końcu nauczyła się, żyć sama w swoim własnym świecie. Nie można powiedzieć, że jest nieszczęśliwa – w końcu spełniły się jej najśmielsze marzenie, a teraz z tego powodu ma być smutne? To było w jej przypadku niemożliwe. Juliett potrzebowała chwili oddechu, przestała nadążać za otaczającym ją światem, chodź ma nadmiar wolnego czasu i sama nie do końca wie co z nim zrobić.
Dopięła do końca ciemną, zimową kurtkę. Niestarannie przerzuciła włosy na prawe ramię, a niektóre nieposłuszne kosmyki i tak zsunęły się z wyznaczonego miejsca i zaczęły zwisać wzdłuż pleców. Czas spędzony w windzie wydłużał jej się niemiłosiernie i chodź podróż zawsze trwa tyle samo, miała ważnie, że teraz jedzie dwa razy dłużej. Znudzona odliczała w myślach każde piętro jakie pojawiło się na małym, czarnym wyświetlaczu. Z wielką ulgą prawie wykrzyknęła ostatnie z pięter i pośpiesznie wyszła z pomieszczenia.
Kategoria: Tom Kaulitz
***
29.10.2015r.
"Struggle for happiness", Convulette.
''Another random night ,try to feel alive …''~~Tokio Hotel Dancing in the dark
Moje życie właśnie tak wyglądało. Od wielu lat próbowałam je poskładać w jedną całość. Próbowałam lecz z negatywnym skutkiem. Każdej nocy układałam sobie w głowie nowe, lepsze etapy życia, by na drugi dzień powrócić do realiów. Próbowałam poczuć, że żyje.
Aż do tych paru momentów, w których zaczął pojawiać się on. Lekkoduch, tajemniczy wariat z ogromną siłą przetrwania. Mężczyzna, który wbrew moim zakazom wkradał się w najciemniejsze zakamarki mojego serca i być może nieświadomie wywoływał u mnie przyjemne ciarki i szeroki uśmiech. On najlepszy przyjaciel, najgorętszy kochanek, prawdziwy obrońca.
Tyle cech, tyle nieodkrytej dobroci i tajemniczości skryte pod jedną osobą. Jednym imieniem.
Tom.
Kategoria: Tom Kaulitz
*
"Your first message", Feeling
W milczeniu przyglądała się Muzykowi, który równie usilnie wbijał w nią swoje spojrzenie. Zaciskał wargi, a ona odnosiła wrażenie, że zaraz je zassie, zje albo odgryzie i wypluje. Widziała w nim napięcie, które rosło z każdym oddechem, który nie zwiastował zamiaru wypowiedzenia jakichkolwiek słów z jej strony.
Rozejrzała się wokoło, nie będąc pewną, co powinna zrobić. Odeszła kilka kroków, usiadła na małym kamieniu i w mroku próbowała wyłapać choćby zarys swoich dłoni. Wpatrywała się w mleczną ciemność, myśląc o tym, co powinna zrobić. To była dla niej niesłychanie ciężka próba, a ona? Nigdy… nie była w takiej sytuacji, by ktoś aż tak usilnie starał się ją do siebie przekonać.
Po chwili odwróciła głowę w stronę Toma, który maniakalnie obgryzał swoje i tak krótkie paznokcie. Nie spuszczał z niej wzroku ani na chwilę, co jeszcze bardziej go płoszyło. Więc… co zrobić?
Schowała pulchną twarz w dłoniach i poczuła się niezwykle słaba. Palące łzy cisnęły się jej do oczu, jakby chciały wyryć w policzkach bruzdy pełne żałości i strachu. Uległa, czując jak gorące krople spływają po jej skórze. Jedynym dźwiękiem, poza jej zaburzonym oddechem był chrzęst butów. Tom podszedł do niej i kucnął obok, by po chwili schować jej ciało w silnym uścisku.
Uniosła głowę i zapłakanymi oczami spojrzała w jego zmęczone źrenice.
- Tom, to nie jest takie łatwe, jakby ci się wydawało…
Gitarzysta wstał i pochylił się nad wystraszoną nastolatką.
Kategoria: Tom Kaulitz
***
28.10.2015r.
"Los Angeles Asylum", Dee
"I przyszła taka jakaś dziwna tęsknota.
Łajdaczka nieproszona.
Za czymś, co jeszcze się nie zaczęło.
Za smakiem, którego nie zdążyły poznać usta.
Za dłonią, w której nie znalazła się dłoń.
Za zapachem, który nie obiegał serca"
K. Kowalewska
23 marca 2019, Los Angeles
Pamiętam dotyk Avie na swoim policzku pokrytym lekkim zarostem, każdy pocałunek, jaki składała na moich wargach. Przy niej widziałem, słyszałem i przeżywałem wszystko inaczej, jakby odblokowywała we mnie zupełnie innego człowieka zarezerwowanego jedynie dla jej osoby.
Zamykam na chwilę zmęczone oczy i wyobrażam sobie brzoskwiniowe, pełne usta z blizną nad górną wargą, po lewej stronie. Po raz kolejny składam słodki pocałunek na tych nietuzinkowych ustach.
Zapamiętałem każdy szczegół jej ciała, każdą reakcję na mój widok. Lecz jednego nigdy nie potrafiłem pojąć – jak w stanie taka na pozór niewinna i łagodna istota, może wpłynąć na takiego mężczyznę jak ja? Od początku była to dla mnie zagadką, jakiej nie zdołałem rozwikłać.
Wdycham powoli ciężkie powietrze. Lubię przypominać sobie dni, które mi przepadły i nigdy nie zdołają już powrócić. Czasami wracam do dni, kiedy czuła się przybita. Wtedy przychodziła do mnie, obejmowała delikatnie od tyłu chudymi, aczkolwiek umięśnionymi rękoma z pomalowanym zazwyczaj na szaro paznokciami, kurczowo wtulała się w moje plecy, a ja obracałem się powoli w uścisku w jej stronę, tak, aby móc zobaczyć każdy detal jej twarzy.
Za każdym razem widziałem ściągnięte brwi, które świadczyły o tym, że gorączkowo się nad czymś zastanawiała; spokojnie oczy utkwione w moich czekoladowych tęczówkach oraz zaciśnięte usta, zwężone w poziomą kreskę, choć nieraz je przygryzała aż do krwi. Przywierała do mnie mocniej z każdym oddechem, wtulała twarz w tors, a ja przyciągałem ją do siebie jeszcze bardziej, jakbym bał się, że zaraz wyślizgnie się z objęć.
Kategoria: Bill Kaulitz
***
25.10.2015r.
"MKARZ: Szukając rzeczywistości... ", Czokoladka.
36.
Miałem już dość ciągłego biegania po rozmowach kwalifikacyjnych i irytujących snobów pracujących w tych wszystkich firmach. Rzygać mi się chciało jak patrzyłem na co drugiego i potrafiłem myśleć tylko o tym, że za murami więzienia szybko doprowadziliby go do pionu. Przynajmniej kiedyś by tak było. Potem wszystko zmieniło się za sprawą jednego niewinnego Billa. Nigdy nie potrafiłem zrozumieć, jak to troszczące się o wszystkich stworzenie mogło kogoś zabić. Zawsze wydawało mi się, że gotów jest wybaczyć najgorszemu wrogowi, nie potrafiłem myśleć o nim, jak o mściwej bestii. Nie pomagało mi też to wszystko w skupieniu się. Musiałem dostać tę robotę, byłem o tym wtedy przekonany do żywego, to miało zdecydować o wszystkim i chociaż z początku zamierzałem zupełnie odciąć się od przeszłości, los zdecydował, że z braku innych koncepcji przekonało mnie ogłoszenie ze szkoły sztuk walk. Co niby innego miałbym robić?
Tego ranka byłem przygotowany na ostateczną próbę mojej cierpliwości i daru przekonywania. Wszystkie dokumenty dotyczące moich osiągnięć zostały w domu rodzinnym, tymczasem nie było mowy o jakimkolwiek kontakcie z nimi. Nie spodziewałem się jednak, żeby ci ludzie tak po prostu przyjęli mnie na słowo honoru. Idąc tam, nie wiedziałem jeszcze co zrobić, żeby ich przekonać, ale zamierzałem za wszelką cenę spróbować.
Była ósma czterdzieści, gdy zbliżyłem się do budynku, w którym odbywały się zajęcia. Po wejściu do środka okazało się, że lokal jest niemal pusty. W sali treningowej kręcił się tylko jakiś facet z mopem w ręce. Rozejrzałem się raz jeszcze uważnie, czytając dyplomy porozwieszane wzdłuż jasnych ścian korytarza. Medale, puchary, zdjęcia. To, co zazwyczaj widzi się w szkołach tego typu.
Kategoria: Twincest, +18
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz