11.04.2015r.
"The way you breathe", Millie
3. Zapomniałaś, jak się nazywam?
- Nie wiedziałam, że masz wolne poniedziałki – zaczęła Ashley, gdy jedli z Billem przyrządzone przez nią kolorowe kanapki, a pozostała dwójka postanowiła im towarzyszyć. Spojrzała na przyjaciółkę, która ze stoickim spokojem próbowała rozpakować batonika, lecz folia za żadne skarby nie chciała ustąpić.
- Nie mam – odparła Annalise, zaciskając zęby. – Co za cholerstwo! – wybuchła, rzucając snickersa na stół.
- To znak – wtrącił się Tom, odpakowując batona jednym zwinnym ruchem. – Siły wyższe próbują przekazać ci, że nie powinnaś więcej jeść – dodał i wgryzł się w czekoladę, obserwując z rozbawieniem złość narastającą w czerwonowłosej. Dziewczyna obdarzyła go morderczym spojrzeniem, na co roześmiał się i oddał jej nadgryzionego batona.
- Jak to nie masz? W takim razie powinnaś być w Berlinie, a nie siedzieć tutaj z nami – blondynka już dawno straciła zainteresowanie swoją kanapką, gdy dostrzegła rozdrażnienie w oczach przyjaciółki.
Annalise milczała ze wzrokiem wbitym w blat stołu. Ashley uważnie jej się przyglądała. Tom obserwował i nasłuchiwał tej wymiany zdań z nieukrywaną ciekawością, a jedynie Bill całkowicie oderwany od rzeczywistości zatapiał swoje nieodgadnione myśli w kubku z kawą.
- Nie poszłam na zajęcia – oznajmiła czerwonowłosa, wzruszając ramionami.
- Który raz?
- Na poniedziałkowe? Drugi.
- A na inne?
- Nie byłam na uczelni od dwóch tygodni.
Ashley otworzyła głucho usta. Tom się zakrztusił, chociaż od dłuższej chwili nie miał nic w buzi, a Bill wyjrzał znad kubka.
"Zwei unterschiedliche und doch ahnliche welten"
019…Nie chce z wami tańczyć…
Lekko wkurzona siedziałam w samochodzie. Nie mogłam zrozumieć zachowania Pauliny. Skoro się ze mną umówiła, że razem wyruszamy do klubu. To tak powinno być, a ona co zrobiła? Napisała mi SMS-a, że jest już na miejscu z chłopakiem, któremu nie potrafiła odmówić, gdyż bardzo jej się podoba. Fajne wytłumaczenie sobie znalazła, choć mogła inaczej postąpić, by nikt nie był pokrzywdzony. Przez jej wybryk musiałam jechać razem z Billem, a co gdyby jego nie było? Znając siebie olałabym taką imprezę, bo przecież nie byłam jej już do szczęścia potrzebna… Droga minęłam nam w ciszy, Blondyn widział to, iż jestem zdenerwowana sytuacją jaka powstała, więc śmie myśleć, że mimo, iż chciał zapytać co się dzieje powstrzymywał się przed tym. Nie wnikał – po prostu czekał, aż napięcie opadnie na samo dno. Może i lepiej, bo mogłabym mu bardzo nie miło odpowiedzieć. Co zdaje mi się sprawiło by mu przykrość, bo przecież w niczym mi nie zawinił. Jednak tak już mam, kiedy w pobliżu nie ma osoby, która jest odpowiedzialna za mój zły nastrój to zwykle bywa tak, że wyżywam się na osobach niewinnych. To była moja wada, której w sobie nie lubiłam, a którą bliskie mi osoby tolerowały. Podziwiałam ich za to, gdyż nie wiem jak ja bym zareagowała gdybym znalazła się w takiej sytuacji. Nie rozumiałam swojego zachowania, nigdy tak drobiazgowe rzeczy nie wywoływały we mnie, aż takich dużych nerwów.
10.04.2015r.
"Eine Trane", Alice Morrison
Ciemna, ciasna i wąska uliczka. Cichy płacz dziecka. Biegła w białej poszarpanej sukience. Jej makijaż niczym nie przypominał już tego sprzed kilku godzin. Opadające brudne włosy na twarz zasłaniały słone krople łez, które były zmieszane z pozostałością po make-up'ie. Magazyn a w nim ona. Stare zakurzone deski porozrzucane na podłodze. Porozrzucane kartki papieru. Okna zabite deskami. Wyłaniająca się postać i coraz donośniejszy płacz dziecka. Głośne skrzypnięcie. Uginająca się podłoga. Brak powietrza. Zemdlała.
Obudziła się z krzykiem. Ciało drżało. Co noc powtarzał się ten sam sen. Co noc budziła się przerażona. Co noc nie potrafiła nad tym zapanować.
8.04.2015r.
"Sidła Miłości", Dee
Chłód zmrożonego śniegu uderzył mnie w twarz. Na moment pojawiły się mroczki przed oczami.
Nie zderzyliśmy się ze słupem, ale też nie zmieniliśmy kursu, tak więc prawdopodobnie Tom przeciągnął mnie na swoje sanki, po czym przewróciliśmy się. Tak przynajmniej to widzę, wszystko działo się tak szybko.
Podniosłam się do pozycji siedzącej, złapałam za tył głowy, by pozbyć się uporczywego pulsowania w tylnej części czaski. Rozglądając się na boki oszołomionym wzrokiem, wciągnęłam ze świstem powietrze.
Światło latarni lekko przygasło, moje sanki leżały tuż obok mnie i raczej nie będą już zdatne do ponownego użytku. Cóż, były ze mną od dość dawna, jeszcze zanim je dostałam jeździł na nich Nick. Nawet mogłabym się za nie wściec na Kaulitza.
Ale nie dzisiaj. Dzisiaj mu odpuszczę. Choć za pytania mam mu ochotę przywalić – tego też nie zrobię. Powinien znać umiar, być bardziej powściągliwy. Nie lubię takich pytań. Może zacznijmy od tego, że ja w ogóle nie przepadam za pytaniami, które wymuszają szczerą odpowiedź.
Poprawiłam bluzę, rozpuściłam włosy i wstałam, co nie obyło się bez zawrotów głowy. Złapałam się za nasadę nosa, patrząc zaciekawiona na Toma.
Leżał na plecach, czapka przekrzywiła się na jego wielkim czole, usta miał lekko rozchylone.
Wytrzepawszy śnieg spod nogawek spodni, podeszłam do niego.
Pomyślałabym, że coś mu się stało, gdyby nie klata piersiowa, która niedostrzegalnie, pod odpowiednim kątem, co jakiś czas się unosiła. Nie mam przy sobie lusterka, więc dokładniej nie mogę sprawdzić tego blefu. Stawiam na intuicję.
– No już, wstawaj. Przecież widzę, że nic ci nie jest – powiedziałam, szturchając go w bok trampkiem.
***
7.04.2015r.
"Drei Monaten", Ka.
Kolejna męcząca próba, miała być jedna, ale zrobiliśmy dwie, gdyż Tom stwierdził, iż jeszcze się mylę! Jasne… oczywiście wyssał to z palca, bo znam ich kawałki doskonale i nie ma mowy o żadnym, choćby najmniejszym błędzie. Poza tym, jestem cholerną perfekcjonistką. Niemniej, nie zamierzałam z nim dyskutować na ten temat. Zrobiliśmy ostatnią próbę i mieliśmy spokój. Tyle, że każdy był jakoś poddenerwowany. Może to ze zmęczenia? Chyba mi jako jedynej zostało trochę dobrego humoru, znowu nabrałam pewności siebie. Tyle, że teraz nie pozwolę, aby ktoś tak łatwo mi ją odebrał.
Weszłam do swojego pokoju i pierwsze co, to zaczęłam szukać telefonu, który akurat dzwonił. Kiedy już go w końcu dopadłam pod stertą ubrań, oczywiście zamilkł. Złośliwość losu nie śpi… Sprawdziłam więc nieodebrane połączenia, których było pięć. Jedno od siostry, trzy od Sary i jedno od jakiegoś nieznanego numeru… Zastanowiłam się przez chwilę i wybrałam numer przyjaciółki, dzwoniła aż trzy razy, może to coś ważnego? Nacisnęłam zieloną słuchawkę i czekałam, aż odbierze.
- Alyson! Nareszcie, czemu nie odbierasz telefonu? - usłyszałam piskliwy głos po drugiej stronie, który należał do Sary.
- Byłam zajęta, zostawiłam telefon w pokoju – wyjaśniłam krótko, nie zagłębiając się w temat i usiadłam sobie na łóżku. - a co? Stało się coś? Bo ja też miałam do ciebie dzwonić, w sprawie zakładu – dodałam po chwili. Wydawała się być przejęta, więc może kryło się za tym coś więcej. Albo nic… W końcu to Sara. Z nią nigdy nic nie wiadomo.
- Nic się nie stało – rzuciła szybko, by zaraz przejść do kolejnego tematu. - A co, masz coś nowego w związku z zakładem?
***
6.04.2015r.
"a freak of nature", Vergessen Engel
Po tygodniu rozmów i zastanawiania się nad tym, czy wznowić działalność zespołu, czy nie, Bill nadal nie wiedział, co będzie dobre dla nich wszystkich. On sam już miał dość milczenia i podjął decyzję, że wróci do Tokio Hotel, jeśli tylko jego rola nie będzie taka jak do tej pory – nie będzie robił wszystkiego sam, tylko reszta będzie pomagała mu na miarę swoich możliwości. Przystali na to, więc on przeprosił ich za swoją nieobecność. Dogadali się, ale wciąż nie umieli zdecydować się czy wrócić na scenę muzyczną, czy też nie. Jost całkowicie się na nich zdenerwował, choć sam również brał czynny udział w dyskusjach na ten temat i cała sytuacja została mu przedstawiona ze szczegółami. Powiedział, że rozumie, choć wcale na to nie wyglądało.
- Wytwórnia chce się wycofać – oznajmił, kiedy przekroczył próg domu bliźniaków, gdy Bill otworzył mu drzwi. – Dostałem dzisiaj telefon, że nie chcą dłużej współpracować z zespołem, który nie wydał żadnej płyty w ciągu pięciu lat i jeszcze do tego ma jakieś problemy z wokalistą.
- Co ty mówisz? – Tom spojrzał na niego znad kubka kawy, który trzymał w dłoni. Zamarł z naczyniem w ręce i tępo patrzył na menagera. Bill nie ruszył się z miejsca i nadal trzymał drzwi klamki, które stały otworem. Georg i Gustav, którzy siedzieli na kanapie i oglądali telewizję, również spoglądali to na Josta, to na bliźniaków, niedowierzając.
- To, co słyszysz, Tom. Nie macie już producenta. Nie istniejecie bez nich – powiedział i opadł na fotel, załamując ręce. – Gdybyście coś wydali… - mówił pod nosem, jakby to cokolwiek mogło zmienić. – Gdyby Bill nagle nie zniknął i nie przerwalibyście pracy nad nowym albumem… Wszystko byłoby inaczej.
Nie wierzył własnym uszom. Nie miał pojęcia, że tak to się może skończyć. Nie zrobił tego specjalnie! Nigdy nie pomyślałby, że do tego mogłoby to doprowadzić. Miał w głowie tyle myśli, że sam nie wiedział, co mógłby teraz powiedzieć. Wszystko zwaliło mu się na głowę i wątpił czy da sobie z tym wszystkim radę. A jeżeli Jost ma rację i gdyby nie jego zapatrzenie w sobie i w swoich uczuciach, wszystko byłoby teraz w porządku i wracaliby do nagrywania? Może gdyby nie załamał się w sobie, wytwórnia wcale nie odwróciłaby się od nich?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz