Nowości w tym tygodniu! (19.04-25.04.2015r.)

25.04.2015r.

"Drei Monaten", Ka.



Otworzyłam powoli oczy, które natychmiast zostały porażone jasnymi promieniami słońca, świadczącymi o tym, że zapowiada się piękny i ciepły dzień. I pewnie nie tylko z tego względu już z samego rana mam taki dobry humor. Ciekawe, kogo zobaczę, jak spojrzę w bok? Głupie pytanie, no, ale co? Może to był tylko sen, przecież różne rzeczy mogą dziać się w mojej głowie… Och, ale myślmy realnie, co ja sobie w ogóle wyobrażam? Wczoraj było słodko i kolorowo, a dzisiaj powinno wszystko wrócić do normy, tak jak bywa to zwykle po podobnych występkach. Bo przecież Kaulitz zawsze będzie Kaulitzem i raczej się nie zmieni. Jakby się tak głębiej zastanowić to pomimo tej jego - moim skromnym zdaniem - głupoty, nie potrafię go nie lubić. On chyba musi coś w sobie mieć, skoro jestem dla niego taka miła… Nie może, ale na pewno. Skoro tak dobrze go traktuję, musi mieć w sobie coś wyjątkowego, coś, co sprawia, że jego wszelkie wady nie mają znaczenia… Albo to ja sobie wmawiam te bzdury, by usprawiedliwić swoją głupotę.
A kto by pomyślał, że ja będę kiedykolwiek w ogóle w ten sposób o nim myślała? Nigdy by mi to przez głowę nie przeszło, przecież zawsze tak go nienawidziłam. Już jak go poznałam, pokłóciliśmy się, co najmniej z pięć razy w ciągu pół godziny… Mamy mocne charaktery, każde z nas zawsze musi mieć rację. Ja chyba jeszcze nigdy mu nie ustąpiłam… To jest takie głupie i dziecinne, ale i tak dalej to robimy. Docinamy sobie, kłócimy się o byle, co, a potem rozmawiamy ze sobą jakby nigdy nic… I jaki to wszystko ma sens?

Kategoria: Tom Kaulitz

*
 "Pain of love", Adeline.

Prolog.

Kiedy czujesz ból, zagłusza on wszystkie inne odczucia. Zarówno ból psychiczny, jak i fizyczny, nie pozwala nam funkcjonować. Pochłania wszystko inne.
Ale są różne rodzaje cierpienia.
Ból, przy którym nie myślisz. Wiesz tylko, że to nie do zniesienia.
Są takie, przy których rozumiesz wszystko. Ból cię otwiera, nie ogranicza. Kiedy sprawia, że czujesz mocniej, głębiej, ostrzej. Zwracasz uwagę na wszystko. Każdy szczegół jest dla ciebie ważny, ból staje się tylko pobocznym bodźcem.
Ale jest także ból, przy którym nic nie widzisz. Nie potrafisz odebrać otoczenia. On cię zaślepia. Zamykasz oczy, ściany cierpienia otaczają cię ze wszystkich stron. Boli tak bardzo, że nie chcesz walczyć, wolisz się poddać i czekać, aż ustanie lub tracisz nadzieję, że on odejdzie.

Kategoria: Georg Listing

*
 "Pornografia uczuć", unnecessary.

SIEDEM.
Zamknąłem oczy powstrzymując wypływające łzy. Przez moje ciało przepływała przejmująca pustka. Zimny wiatr smagał o moją twarz, trzęsły mi się ręce. Czułem, że powinienem ze sobą skończyć. Miałem w głowie obcy chaos, nieporządek, który wydawał się być namacalnym unicestwieniem. 
Zaciągnąłem się dymem nikotynowym, ale nie przyniosło to ulgi. Potrzebowałem silniejszego bodźca. Nie myśląc wiele wszedłem do monopolowego i kupiłem butelkę whisky. Upiłem łyk. Bursztynowa ciecz paliła mnie w gardło.
Mój świat się skończył. Teraz byłem pewny, że ten pieprzony marazm to wyrok, a nie stan chwilowy. Teraz rozumiałem już, że każde słowo i każda obietnica Aimee to kłamstwo, coś co się nie spełni, bo nie ma prawa istnieć.
Zawładnęła mną złość. Czysta furia. Znienawidziłem ją w jednej chwili. Przed oczami pojawiały się sceny wyrwane z całości. Na każdej ona zapewniała mnie, że to się kiedyś skończy, że rany zagoją się. Uwierzyłem jej. W końcu tak bardzo chciałem normalnie funkcjonować, po prostu być. Dla niej.
W przypływie nagłej irytacji rzuciłem butelką o chodnik. Szkło roztrzaskało się na drobne części, a pozostałości alkoholowego płynu obryzgały wszystko dokoła. Chwyciłem jeden z większych odłamków i zacisnąłem dłoń w pięść. Ostre krawędzie wbiły się w skórę. Poczułem ból. Ale to nadal nie przyniosło mi ulgi. Muszę ze sobą skończyć. Przemknęło mi przez myśl. Muszę się unicestwić, zabić zanim zrobię coś, czego nie da się odwrócić.
Wciąż trzęsły mi się ręce. Usiadłem na ławce i skuliłem się. Pragnąłem poczuć jej ciepło, słyszeć jej miarowy oddech i słyszeć jej melodyjny głos. Fakt, iż przestałem wierzyć w to, o czym mi zawsze mówiła nie zmienił uczucia jakim ją darzyłem. Chciałem być z potworem przy niej, trzymać ją w ramionach i powiedzieć, że ją kocham.
Powieki zaczęły mi się zamykać ze zmęczenia. Walczyłem sam ze sobą bojąc się snu. Rzadko pozwalałem sobie na ten stan. Zdecydowanie zbyt rzadko, bo nim się zorientowałem Morfeusz wziął mnie w swoje objęcia.

Kategoria: Bill Kaulitz

***
23.04.2015r.

"365 dni grzechu", Kari.



Megan założyła spodenki i sznurkiem powiązała gorset by jakoś się trzymał. Usiadła obok niego i wyciągnęła papierosa z jego dłoni. Zaciągnęła się. Patrzyła na jego profil. Miał zimne oczy, pachniał papierosami, alkoholem i seksem. Te 3 zapachy plus zapach jego skóry i pomarańczowo-miętowego żelu pod prysznic odurzały ją. Tom zawsze pachniał cudownie i tak wyglądał. Nic dziwnego, że wszystkie kobiety za nim szalały. W tym ona choć starała się to ukryć. Była jedyną dziewczyną w tym gangu albo raczej rodzinie, której głową po śmierci Diega był Tom.
-Gapisz się.- skarcił ją. Uśmiechnęła się, ale nie oderwała wzroku od niego. Spojrzał na nią. Jego lodowate spojrzenie mogło zamrażać ludzi i robiło to. Na nią działało odwrotnie. Rozgrzewało ją. Już chciała go dotknąć gdy do hali wparowało czterech roześmianych chłopaków. Byli to jego najlepsi przyjaciele i najważniejsza osoba w życiu Toma… jego brat bliźniak jednak na pierwszy rzut oka nikt by na to nie wpadł. Byli zupełnie różni. „Darky” był bardziej męski, a Bill miał w sobie coś kobiecego, delikatnego mimo, że potrafił być naprawdę ostry. Odsunęli się od siebie gdy reszta się dosiadła. Chłopaki wyciągnęli alkohol, włączyli muzykę, a na odrapanym stole kartami kredytowymi rozdzielali biały proszek na „kreski”. Wciągali je. Cała piątka. Ona w końcu też się na to zdecydowała. Gdy już zrobiło im się wesoło Megan wskoczyła na stół i tańczyła zachęcana gwizdami chłopaków, którzy od czasu do czasu klapnęli ją w tyłek. Kiedy odurzenie ustąpiło miejsca bólowi głowy i kacowi na dworze nastał dzień. Czerwonowłosa leżała naga na Andreasie, który również był nagi. Wokoło było pełno ubrań i paczek po prezerwatywach. Reszta chłopaków również była naga. „O cholera.” pomyślała ubierając się tak szybko jak szybko udawało jej się znaleźć swoją garderobę. 

Kategoria: Tom Kaulitz

*

"Dirty veins", Feeling



Sophie stanęła w drzwiach pokoju siostry. W ciągu niespełna miesiąca, sypialnia młodszej dziewczyny przeobraziła się w melinę o pełnych wymiarach. Przesiąknięta smrodem narkotyków pościel, obdrapana ściana, pełno podejrzanych substancji, o których blondynka nie miała pojęcia. Kolejny raz Sarah zniknęła z domu, nie mówiąc o tym siostrze. Były zdane tylko na siebie, odkąd rodzice zginęli w wypadku sprzed pół roku. Dzięki Bogu, starsza z dziewczyn skończyła dwadzieścia lat i miała stały dochód z firmy, którą odziedziczyła po ojcu, jako najstarsza żyjąca osoba z najbliższej rodziny.
Żyły same. Od utraty mamy i taty każda z nich była coraz bardziej zdziczała i bezsilna. Z dnia na dzień stawały się dla siebie jeszcze bardziej obce, niż wcześniej. Na dobrą sprawę nie znały sposobu, by jakoś załagodzić rodzący się między nimi dół. Milczenie łączące się z ciszą w ich domu stały się normą. Nie było rozmów, nie było wymiany myśli, poglądów. Sophie tęskniła za każdą formą kontaktu z siostrą. Mogłaby nawet kłócić się z nią godzinami, byleby w jakiś sposób mogły się porozumieć. A tu nic. Kompletna cisza. Zero odzewu, zero reakcji, zero jakiegokolwiek bodźca ze strony Sarah. Po prostu pustka.
Dochodziła piąta nad ranem. Letnie słońce wzbijało się ponad linię horyzontu, kiedy drzwi wejściowe do domu otworzyły się z hukiem. Do holu wtoczyła się słaniająca się na nogach brunetka. Szła bez butów, a jej jeansowa katana była pełna dziur. Poszarpana była też bluzka, która o dziwo należała do Sophie. Dziewczyna rzuciła torbę na podłogę, by po chwili zacząć wdrapywać się na piętro. Uderzyła z łoskotem o ścianę, po czym osunęła się na schody.
Nie pamiętała niczego, co wydarzyło się minionego wieczoru. W głowie pozostała czarna dziura, jakby ktoś sprawił, że straciła świadomość. Albo umarła, a po jakimś czasie ocknęła się i wstała, automatycznie wracając do domu.


*
"Wenn nichts mehr geht", Ka.



Prolog: "Wenn nichts mehr geht."

- Boję się... - cichy szept przedarł się przez natłok jego chaotycznych myśli. Oddychał płytko podczas, gdy jego ciało panicznie drżało. Nie potrafił znieść towarzyszącego mu uczucia bezsilności. Paraliżowało go całego, odbierając zdolność trzeźwego myślenia. Prawdopodobnie w tej sytuacji osiągnięcie stanu przytomnego umysłu było niemożliwe. Musiałby być szaleńcem, by nie dać się wciągnąć w naturalną reakcję swojego organizmu na wydarzenie, którego niemal był świadkiem. – Bill…
- Wenn nichts mehr geht, werd ich ein Engel sein - für dich allein… Und dir in jeder dunklen nacht erschein und dann fliegen wir weit weg von hier… wir werden uns nie mehr verliehr'n* – zanucił cichutko, kołysząc delikatnie ciało dziewczyny w swoich ramionach.
Patrzył przed siebie, dokładnie w miejsce, gdzie siedział jego brat, a po jego policzkach nieustannie staczały się ciężkie krople łez. Piekły jego skórę tak niemiłosiernie, że miał wrażenie, jakby miały za chwilę ją wypalić. - Denk nur an mich und du siehst den Engel der neben dir fliegt… - Kolejne słowa piosenki wypłynęły z jego ust, dokładnie w momencie, gdy czekoladowe spojrzenie Toma uniosło się ku górze. Wciąż siedział na podłodze, pod ścianą. Kilka metrów od nich. Jego ubranie oraz dłonie, nadal były splamione krwią. To pierwszy raz w życiu, gdy Bill pragnął, aby jego bliźniak zniknął. Nie całkowicie z życia, ale z tego miejsca. Chciał jedynie, aby go tu w ogóle nie było. By to wszystko się nigdy nie wydarzyło. Cały czas miał nadzieję, że to tylko jeden z tych koszmarnych snów i za chwilę się obudzi…


Kategoria: Bill Kaulitz

*


"Zwei unterschiedliche...", Kinga Górska


Rozdział XX

Na drugi dzień promienie letniego słońca obudziły mnie, drażniąc moje oczy. Tego ranka czułam się fatalnie. Głowa pękała mi nie miłosiernie, do tego w moich ustach panowała suchość niczym na Saharze. Było mi nie dobrze, okropne uczucie, że zaraz będę musiała szybko ewakuować się do łazienki, pod czas gdy tak naprawdę nie zbierało mi się na wymioty. Takie właśnie były skutki dzisiejszej nocy, która swój początek miała wczoraj.

Nie pamiętałam nic, w głowie przewijały mi się skrawki wydarzeń, ale nic nie mogłam poskładać w całość. Moje myśli były jak stare puzzle, którym brakowało części. Miałam nadzieję, że nic głupiego nie wyczyniałam przy Billu.

-A właśnie….Bill..- Powiedziałam do siebie. Zastanawiając się jak on się czuje. – Pewnie lepiej ode mnie. – Pomyślałam. On przecież nic nie pił, tylko mnie pilnował, choć w sumie to ja miałam w jakiś sposób zapewnić mu ochronę. Chcąc nie chcąc wstałam z łóżka z kompletnym brakiem sił. Wsunęłam na stopy ciepłe bambosze, a na piżamę szlafrok. Wyszłam z pokoju i skierowałam się do kuchni skąd dochodziły dźwięki jakiejś osoby, która się po niej krzątała.

-Dzień dobry – Powiedziałam zachrypniętym głosem patrząc jak moje nogi suną po płytkach. Podniosłam wzrok, a w pomieszczeniu znajdował się Bill. Odwrócił się w moją stronę, kiedy mnie usłyszał. Zaśmiał się najpierw i przyznam się szczerze nie dziwiła mnie jego reakcja. Też bym się śmiała jakbym widziała siebie w takim stanie. Włosy powykręcane we wszystkie strony i pewnie do tego nie zmyty makijaż. Mój wygląd prawdopodobnie przypominał takie zwierzątko zwane „szop pracz”

Kategoria: Bill i Tom



22.04.2015r.


"Magic of love", Chaaya


I, wtedy stalo się coś czego nie wyobrażałam sobie kompletnie. Chociażbym nie wiem jak intensywnie myślała nad przebiegiem balu nigdy w życiu nie pomyślałabym, że może sie stać to, co się wlaśnie Dzieje. Cała płonęłam, z każdym ruchem robiło mi się gorąco, lecz dalej jednak w to brgnęłam. Nie obchodził mnie już Daniel i jego wściekłe spojżenie, nie ochodziło mnie to, co zrobił mi Tom liczyło sie tylko to, co własnie rozbiliśmy. -- " Każdy z nas ma dwie twarze. Jednej aż chce sie wymierzyć w policzek drugiej w owy policzek składać Pocałunki ". I tak właśnie było. Do dzisiaj znałam jednego Toma .. Toma, który był arogancki, który mnie denerwował, przedrzeźniał i dokuczał, Toma któremu nie raz miałam ochotę przywalić ... Wszystko do dziś ... Teraz przede mną stoi zupełnie inny niż przedtem Tom - miły, uśmiechnięty i tak cholernie ... nie wiem nawet .. Jak to nazwać
Oderwaliśmy się od siebie a ja spojżałam w jego brązowe oczy - płonęły. Tyle razy o tym słyszałam a w końcu moge to zobaczyć - małe iskierki szalały w jego oczach jak pioruny domagające się wypuszczenia i patrząc w głębie Tych oczu zrozumiałam "Zakochałam się w magii słów, w tym, w jaki sposób mnie dotykał i co mówił, kiedy mnie dotykał. Pociągnął mnie za sobą jak wiatr pociąga nasiona dmuchawca. Ja - bez woli... On jak żywioł." Biegłam przez korytarz trzymając go za Rękę nie pamiętam nawet momentu w ktorým znalazłam Się u niego na rękach. Nie wiem czemu, ale ciagle Się śmiałam i podobało mi sie to ..



*

"Darkness", Chaaya

Kompletnie nie rozumiem jego postawy. Tom jest głupi, bezczelny, denerwujący, ale tacy właśnie chyba są chłopcy prawda ? Oni zawsze muszą pokazywać swoją przewagę nad płcią przeciwną zawsze muszą być górą , muszą i chcą być najlepsi a najgorsze jest to, że zbyt często się, im udaje a czemu ? Wszyscy mówią, że dziewczyny są miękkie i prawda. Nie ma co sie oszukiwać jesteśmy miękkie i to bardzo, ale co poradzić, gdy chłopcy tak strasznie namieszają nam w głowie, że nie możemy sobie już nic normalnego wyobrazić, bo ich obraz staje przed naszymi oczami, gdy tylko pomyślimy o czymś normalnym, miłym, pięknym ? Tak znam Toma niecałe 2 dni a on już zawrócił mi w głowie nie mówię tu o tym, że mi się podoba czy o tym żę się zakochałam, bo tak nie jest, ale chodzi o to, że o czym bym nie pomyślała i tak zawsze pokazuje mi się on to okropne.. 
Weszłam do domu i zamknęłam drzwi, po czym poszłam do siebie do pokoju byłam zmęczona. Jutro mamy Czwartek a ja kompletnie nie wiem jakim códem ten czas tak szybko zleciał przecież dopiero szłam na rozpoczęcie roku szkolnego. Dochodziła godzina 20 a ,że nie byłam jeszcze aż tak koszmarnie wykończona wzięłam książkę i zaczęłam ją czytać. Przeczytałam może 20 stron a do mojego pokoju wpadł Victor ..ohoo .. 
-No to może powiesz mi po jakiego chuja go tu dzisiaj przyprowadziłaś ? - warknął i podszeł do mnie, na co momentalnie zaczęłam się trząść ze strachu w końcu wiedziałam co sie zaraz stanie 
- T-to nie ja.. 
- No to napewno nie był przyjaciel mamy skarbie, więc nie kłam, bo to się źle dla ciebie skończy. - No i się zaczyna.. zawsze tak było, ale tym razem było jakoś, inaczej znaczy no ze mną było, inaczej nabrałam jakiejś dziwnej nieoczekiwanej odwagi, żeby mu się postawić. Przecież nie jestem już mała mogę się bronić prawda ? ale czy wyjdzie mi to na dobre ? 
- Nie kłamie. Zresztą nic ci do tego Victor nie jestem mała mogę się spotykać, z kim chce tak jak ty . Jakim prawem ty możesz przyprowadzać swoje dziewczyny do domu a ja nie mogę zaprosić kolegi na obiad ? - patrzyłam na niego czekając na jego ruch. Z początku stał jak wyryty widocznie zaskoczony moją odmianą pierwszy raz mu się postawiłam co po chwili okazało się największym błędem w calusieńkim życiu.

 *

"Autostrada Uczuć", Ka.



Planowany poranek, nie wiadomo nawet kiedy, zamienił się w południe. Po ostatnich wyczerpujących przeżyciach, cała trójka potrzebowała zdecydowanie więcej snu niż się spodziewali. Dlatego Gitarzysta doznał lekkiego szoku, gdy po przebudzeniu spojrzał na zegarek, który wskazywał kilka minut po jedenastej. Od razu zerwał się z łóżka, gdy rzeczywistość po raz kolejny w niego uderzyła. Nadal miał wrażenie, że czas odgrywa w tym wszystkim istotną rolę. Choć tak naprawdę chodziło jedynie o to, by nie siedzieć bezczynnie. Jakiekolwiek działanie było mu potrzebne, by móc normalnie funkcjonować w zaistniałej sytuacji. Nim jednak zdecydował się obudzić brata oraz Mię, sam postanowił się ogarnąć, zaczynając od gorącego prysznica. Nie tracił przy tym jednak zbyt wiele czasu, ponieważ każda kolejna minuta wiązała się z dręczącymi go przemyśleniami. A tych wolał unikać. Gdy był już gotowy, udał się do kuchni, żeby zaparzyć kawę. Przy okazji sprawdził, czy w lodówce znajduje się cokolwiek do jedzenia. Niestety jego przeczucia się sprawdziły i ujrzał w niej pustkę. Westchnął ciężko. Nigdy nie zrozumie, jak Bill może przetrwać bez choćby kartonu mleka w domu. Nie pozostało mu nic innego, jak udać się na małe zakupy. Przy okazji pamiętał, aby zahaczyć o aptekę. Lekarstwa dla Mii, były teraz priorytetem. Jeśli ma zostawić ją na kilka godzin samą, to musi być pewien, że będzie miała wszystko co niezbędne. Bardzo szybko udało mu się uwinąć z zakupami, w aptece uprzejma pani wydała mu odpowiednie, najlepsze według niej oraz dostępne bez recepty, lekarstwa i po tym mógł spokojnie wrócić do domu. Jak się okazało, Bill już nie spał. Muzyk zastał go wlewającego w siebie kubek kawy, co było do przewidzenia. Pokręcił tylko z dezaprobatą głową na ten widok i zaczął rozpakowywać zakupy, od razu odkładając je na właściwe miejsca.
- Zjedz coś porządnego, jeśli chcesz jechać do szpitala – mruknął w jego kierunku, sam w przelocie podjadając jedną z wcześniej kupionych przez siebie, świeżych bułek. – Zobaczę tylko co u Mii i możemy się zbierać – dodał jeszcze i zabierając ze stołu małą reklamówkę z lekami, udał się do swojej sypialni.
Ostrożnie przekraczał jej próg w obawie, że dziewczyna może jeszcze spać. Ale gdy tylko zjawił się w pokoju, jej powieki automatycznie się uniosły i ujrzał parę zielonych oczu wpatrujących się w jego osobę. Uśmiechnął się do niej i podszedł bliżej, już dużo pewniej stawiając swoje kroki.
- Jak się czujesz? – zapytał pochylając się nad nią, aby złożyć na jej czole długi, soczysty pocałunek. Przy okazji również przekonując się o tym, że nastolatka znowu ma wyższą temperaturę.
- Może być… - odparła bez przekonania.
- Po tym będzie lepiej – zapewnił ją, wyciągając z reklamówki kilka różnych opakowań z lekami. – Tylko musisz najpierw coś zjeść – zastrzegł na co ta skrzywiła się z niezadowoleniem. Ostatnie na co miała ochotę to jedzenie. Jej stan zdrowia od wczoraj zdecydowanie uległ pogorszeniu. – Poradzisz sobie? – mówiąc to, zaczął układać wszystkie leki na etażerce obok łóżka.
- Przecież nic mi nie jest. Mogę nawet jechać z wami… - oznajmiła podnosząc się lekko do pozycji siedzącej. Zupełnie ignorowała fakt, że jej głowa sprawiała wrażenie tykającej bomby. Trudno jej było zostawić Toma samego z tym wszystkim. Wiedziała ile go to kosztuje i była pewna, że będzie potrzebował wsparcia jeszcze nie raz.
- O tak, na pewno – skwitował z ironią. – Masz leżeć dzisiaj w łóżku.
- Skoro muszę… - westchnęła cicho nie chcąc go denerwować i wszczynać niepotrzebnych dyskusji. Miał już na głowie wystarczająco dużo zmartwień, może to i lepiej, że dziś pojedzie do szpitala sam i nie będzie przynajmniej myślał o jej samopoczuciu.
- Kochanie, nie bądź smutna… Szybciej wyzdrowiejesz jeśli dziś zostaniesz w łóżku. Nie mogę ci pozwolić wrócić do domu w takim stanie.
- Wiem, nie przejmuj się tym. Dam sobie radę – zapewniła go posyłając mu lekki uśmiech. – Leć już. Pozdrów ode mnie swoją mamę… O ile w ogóle to dobry pomysł – stwierdziła marszcząc przy tym brwi. Pamiętała, że ich ostatnie spotkanie nie skończyło się zbyt dobrze. Może lepiej, by nie przypominała sobie o jej istnieniu..?

"Zakochany Berlin", Martie

018. Rozdział osiemnasty.

Otworzył leniwie zaspane powieki, kiedy promienie słońca zaczęły nieśmiało zaglądać do jej pokoju przez niestarannie zasłonięte żaluzje. Stojący nieopodal zegarek wskazywał kilka minut po siódmej, a on po aktywnej nocy nie miał siły ruszyć nawet małym palcem u nogi. Brutalnie wyrwany z pięknego snu, teraz wpatrywał się w biały sufit, a na jego twarzy malowało się błogie spełnienie, połączone z uczuciem pełnego zrelaksowania, co wskazywało tylko na to, że ich kolejna wspólna noc była magiczna i wyjątkowa. Uśmiechnął się do siebie szeroko, wspominając jak słodkie i namiętne pocałunki wczoraj wymieniali.

Kilka minut później cichaczem wymsknął się z łóżka, by nie zbudzić smacznie śpiącej dziewczyny. Wyglądała tak uroczo i naprawdę nie miał sumienia, by ją zbudzić. Na palcach obszedł łóżko, by przystanąć na moment po jej stronie i złożyć na czole czułego buziaka. Z podłogi zebrał wczorajsze ubrania i sportową torbę, do której tuż przed wyjściem z domu zdążył spakować kilka świeżo upranych rzeczy i najpotrzebniejsze kosmetyki. Miał zamiar wziąć szybki prysznic i ogarnąć się do stanu względnej używalności, bo dzisiejszy dzień był ostatnim, kiedy Maria mieszkała tutaj, a on w zupełnie innej części miasta. To właśnie ten dzień miał być końcem ich osobnego życia i początkiem nowej, wspólnej drogi; dniem, na który z utęsknieniem czekał od ładnych paru miesięcy, od kiedy drobna blondynka pojawiła się w jego życiu. I doskonale zdawał sobie sprawę, że nie znają się nawet pół roku, a nad nimi wisiała przeprowadzka, ale miał to gdzieś. Miał gdzieś, co powiedzą inni, co powiedzą w wytwórni. Wiedział, że Maria jest tą jedyną, z którą chce spędzić resztę życia – bez względu na wszystko i wszystkich.


*

"Sidła miłości", Dee


Rozdział 28


I przychodzi taki dzień, od którego będzie zależało dalsze życie. Każdego nęka, nękał bądź będzie nękał wybór o nieznanych konsekwencjach, dopiero z czasem się dowiemy, że w ogóle jakieś są. Ale wtedy jest już za późno. Brnij dalej.
Właśnie stoję przed takim wyborem. Byłam jego świadoma już bodajże trzy lata temu, a dokładniej to trzynastego listopada 2004 roku. Przed chwilą Dominick oznajmił mi tylko, że to ten dzień.
– Nie cieszysz się? – zasmucił się, stając w drzwiach mojego azylu.
Wzdrygnęłam się na dźwięk jego głosu. Nie chciałabym mu zrobić przykrości, nastawił się na ten wyjazd ze mną. Wszystko zaplanował, widziałam.
– Nie wiem – wybełkotałam, podnosząc szklaną kulę z podłogi. – Nie wiem, czy się cieszę. Muszę to przemyśleć.
Podałam mu przedmiot, po czym zamknęłam mu drzwi przed nosem.
– Przepraszam – rzuciłam cicho w przestrzeń.
Tak, właśnie, jestem w dupie, przyznałam sobie w myślach.
Przykucnęłam, rozważając słowa brata. Wbiłam wzrok w zegar na ścianie. Wybiła godzina dziewiąta czterdzieści siedem wieczorem.
Skoro Nick dzisiaj zdeklarował się, że jedziemy, oznacza to, iż mnie więcej w przeciągu półtora miesiąca będziemy gotowi do drogi. I wtedy nie będzie już odwrotu.
Zastanów się nad tym, Nicka, pomyślałam. Masz mało czasu na podjęcie odpowiedniej decyzji.
Ale która z nich będzie tą dobrą? Obawiam się, że żadna. Co z planem C? Istnieje? Jest jakiś jego zarys utworzony?
Jeśli wyjadę, mam szansę na normalne życie. Inni ludzie, brak wciąż prześladującej przeszłości, możliwość spełnienia marzeń. Mogłabym w końcu rozwinąć skrzydła i nauczyć się latać, pod warunkiem, że mi odrosły.
Jeśli zostanę, będę mieć przyjaciół. Nie zawiodę ich, tyle że wtedy to ja mogę poczuć zawód, przecież są sławni, mają obowiązki, swoje życie. Byłabym ciężarem, czymś niepotrzebnym. Prędzej czy później i tak by się mnie pozbyli. Wolę zrobić to sama, będzie mniej bolało.
Jestem gotowa to zrobić? Chcę uszczęśliwić siebie czy ich? Co i dla kogo będzie lepsze?
Nie, nie ma czasu na takie przemyślenia. Przez nie będzie tylko gorzej. Podjęłaś decyzję, wstań z uniesioną głową i brnij w to dalej, nie zatrzymuj się, to cię tylko spowolni.
Wciąż nie byłam przekonana do podjętej decyzji, ale mówi się trudno. Żyje się tylko raz, a ludzie czasami popełniają błędy. Coś jest i potem tego nie ma, taka kolej rzeczy.

Kategoria: Bill i Tom


***
21.04.2015r.

"Cloudy eyes", Noelle Kaulitz


Rozdział 3.-,,Sztuka kochania.''


Kolejna sesja zdjęciowa, kolejny wywiad, kolejny zabiegany dzień. Billa nie cieszyło to już tak jak na początku. Poprawka: To wcale go nie cieszyło. Robił to z przymusu i może trochę dla pieniędzy. Lubił ubierać się w drogie ciuchy i mięć kasę na super dodatki.
To co się ostatnio z nim dzieje przeraża wszystkich. Już nikt z ich otoczenia nie cieszy się na jego widok. Wszyscy jak najszybciej się ulatniają, nie chcą rozmawiać. ,,Wyglądasz, jak wrak człowieka, jakbyś nie miał duszy''- słyszał od tych odważniejszych. Wszyscy widzieli w nim same wady. Od samego początku. Najpierw, że nie umie zachować się jak mężczyzna.Potem, że liczy się dla mnie tylko sex, a teraz, że nie jestem sobą, ze moja dusza uciekła.
Kim, wiec jestem?
Jak mam być sobą?Ale ja tak na prawdę po prostu cierpiałem.Cierpiałem, bo nie umiałem kochać i nikt nie umiał kochać mnie.


*

"Zamknięta w klatce", Rien


[Rozdział 3] Piszę do Ciebie, ponieważ...

Droga Vivienne,

Na początku chciałbym Cię przeprosić za to, że mogłaś sobie pomyśleć, że złamałem obietnicę. Mieliśmy z zespołem spore trudności. Wiem, że tylko winny się tłumaczy, ale nigdy nie chciałem być pomyślała, że skłamałem. Jestem osobą słowną, obietnic dotrzymuje i boli mnie jeżeli ktoś myśli inaczej. To całkiem niesprawiedliwe jak ludzie oceniają pochopnie.

Przepraszam również, że nie zadzwoniłem. Byłem na tyle zdenerwowany, że moja wściekłość mogłaby się odbić na Tobie, a tego przecież byśmy nie chcieli, prawda?

Nie wiem w sumie od czego powinienem faktycznie zacząć. Może egoistycznie napiszę co u mnie. Mieliśmy krótką trasę, która mimo wszystko kosztowała nas sporo energii i właśnie wróciliśmy do Los Angeles. Zgodnie stwierdziliśmy, że czas na przerwę. Intensywna praca nad płytą i stresująca trasa (w końcu wprowadziliśmy nowe elementy) wykończyła nas psychicznie. Ciągłe kłótnie były jak kolce wbijające się w nasze serca. To nas zmęczyło. Musimy złapać oddech, nabrać dystansu, aby Tokio Hotel się nie rozpadło. Nie wiem, co bym zrobił gdyby tak się stało. Nie wyobrażam sobie kariery solowej. Owszem, miałem okazję gościnnie występować jako solista w jednym projekcie, ale nie widzę siebie w takiej roli. Potrzebuję przy sobie Toma, Gustava i Georga. Jesteśmy w końcu całością, jesteśmy przyjaciółmi, jesteśmy niebiologiczną rodziną. Wiedzą o mnie więcej niż własna matka. Wiem, że mogę im całkowicie ufać i zawsze otrzymam od nich pomoc. Miałem dowód na trasie. Nie raz chciałem z nerwów sięgać po tabletki, czy alkohol, ale mnie powstrzymywali. Dużo rozmawialiśmy. Wyjaśnili mi pewne rzeczy, wręcz otworzyli oczy.



*
"Deadly psychopath"allein 



Magdeburg, słoneczny, jesienny poranek.
Zegar stojący na prowizorycznej szafce nocnej wskazywał godzinę ósmą czterdzieści. Wokół walały się butelki po piwie oraz wypalone do połowy papierosy. W pokoju unosił się zapach stęchlizny z domieszką potu. Leżałem nagi i skacowany na brudnym materacu. W mojej głowie przewijały się różne obrazy z wcześniejszych lat, gdy kończyłem imprezę właśnie w taki sposób. Najczęściej obok mnie znajdowała się piękna dziewczyna o dużych piersiach i tyłku, która szeptała mi do ucha, że jestem Bogiem Seksu. Uśmiechnąłem się na samo wspomnienie uroczych, obfitych kształtów i jędrnych kobiecych pośladków. Jednak wcześniej moje życie nie było takie kolorowe. Ironiczne, ale ja, Bożyszcze Erotomanek, ten, którego teraz wszyscy się boją i drżą na sam dźwięk jego imienia, byłem ofiarą losu. Wyjątkowo wkurwiające uczucie...
Wszystko się jednak zmieniło po paru latach – znalazłem się w hierarchii nad tymi kretynami, którzy traktowali moją osobę jak worek treningowy. Każdy z nich w krótkim czasie żałował, że kiedykolwiek mnie dotknął. Z czarnej listy, jak do tej pory, skreśliłem kilku milutkich kolegów a dopiero się rozkręcałem.
Dwa metry pod ziemią gnił już dwudziestosześcioletni mężczyzna o blond włosach, który był największym skurwielem jakiego poznałem. Nigdy nie zapomniałem jego silnych dłoni, niskiego głosu i obrzydzającego uśmiechu.


*
"365 dni grzechu", Kari




Obudził go dźwięk dzwoniącego telefonu. „Cholera” zaklął pod nosem. Spojrzał na zegarek. 3:30. „Czy kogoś pogięło?” mruknął. Odebrał i nagle obudził się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. „Bill jest ranny.” Oznajmił kobiecy głos. Jego brat go potrzebował. Zerwał się z łóżka nie zważając na ból w prawym boku. Rana od noża dawała o sobie znać. Ubrał się po ciemku i wybiegł z domu. Pojechał do składu. W starym hangarze stały sportowe auta, na stołach leżały pistolety, amunicja, narkotyki i pieniądze. Śmierdziało jak zawsze fajkami i alkoholem. W środku było cicho i pusto.
-Co do…- zaczął ale nie skończył. Na masce czerwonego BMW I8 siedziała czerwonowłosa piękność. Długie nogi odsłonięte przez krótkie szorty, idealna figura i duży biust okryty czarnym gorsetem, na stopach czerwone szpilki. Patrzyła na niego granatowymi oczami poprawiając czerwone fale na głowie i oblizując górną wargę.- Megan co to ma znaczyć?- warknął.


***
20.04.2015r.


"Miłość z Las Vegas", Ka.




Migoczące obrazy na ekranie plazmowego telewizora, choć były jedynym źródłem światła w salonie, utrudniały Muzykowi zaśnięcie. Mimo że powieki już automatycznie opadały mu ze znużenia, co chwilę unosił je z powrotem. Dawno tak bardzo się nie nudził a godzina na zegarku wskazywała dopiero kilka minut po dwudziestej. Nie była to jeszcze jego pora na spanie. Niemniej, gdy Bill pojechał na spotkanie z Kathlyn i zostawił go samego, nie miał co ze sobą zrobić. Siedział bezczynnie wgapiając się w jakąś przy nudnawą komedię romantyczną. Zapewne, gdyby Olivia nie poleciała do Vegas, oglądaliby wspólnie coś dużo ciekawszego, a przede wszystkim, nie przysypiałby przy tym. Z minuty na minutę, coraz mocniej nie mógł się doczekać jej powrotu. Tym bardziej po wiadomościach, którymi się dziś wymienili. Wiedział, że nie jest jej obojętny. Wiedział, że wróci tu dla niego. Te myśli sprawiały, że czuł się lepiej. Nawet nie wiedząc, co ich czeka. Czuł jednak, że wszystko między nimi będzie szło już tylko w lepszym kierunku. Miał nadzieję, że jego pozytywne podejście nie okaże się zgubne. Teraz, gdy odzyskał wiarę w siebie samego, nie chciał, by cokolwiek na nowo w nim to zaburzyło. To Olivia jest jego stałym punktem. Jego ostatecznym przystankiem, na którym postanowił wysiąść, po długiej, męczącej podróży. Nigdy nie sądził, że w jego życiu nadejdzie, aż tak trudny czas, z którym nie będzie potrafił sobie poradzić bez pomocy drugiej osoby. Los jednak postanowił pewnego dnia wywrócić jego życie do góry nogami a on nie miał w tej kwestii zbyt wiele do powiedzenia. Może i sam się o to prosił, przez swój nierozsądek. Może i mógł sprawić, by to wszystko wyglądało zupełnie inaczej… ale nie cofnie tego. Musi być wdzięczny za to, że udało mu się przetrwać. Wdzięczny za ludzi obok siebie, którzy go w tym wspierali. Będzie budował swoją przyszłość na wdzięczności oraz sile, jaką w sobie odnalazł. Bo jeśli nie to ma być jego fundamentem, to co innego? Miał świadomość tego, że skoro tak wiele dostał, powinien również coś od siebie dać. Nawet jeżeli nikt tego od niego nie oczekiwał. I miał nadzieję, że nie zostanie odtrącony.

Kategoria: Tom Kaulitz 

***

19.04.2015r.

"365 dni grzechu", Kari



Rotestrasse- Berlin. Najbardziej rozpustna ulica na świecie. Kobiety półnagie tańczące za szklanymi gablotami widoczne z ulicy, kluby GoGo, burdele z każdym rodzajem dziwek: faceci, kobiety i inne dziwactwa. Zapyziałe kluby nocne pełne napalonych ludzi szukających przygód na jedną noc, obleśni żonaci faceci dla których ta część miasta stanowi rozrywkę z dala od żony i dzieci, i wreszcie typy spod ciemnej gwiazdy w tym on… Thomas `Darky` Kaulitz. Siedział w jednym z klubów ze szklanką Jacka Daniels`a w ręce patrząc na nagą kobietę wijącą się wokół rury na podeście, w powietrzu unosił się zapach papierosów i alkoholu. Niegdyś nie wiedział o tej ulicy. Nie wiedział o „ciemnym” świecie nic z wyjątkiem tego co przeczytał w gazecie, Internecie, zobaczył w telewizji lub usłyszał 
w radiu. Zapytacie, więc jak się tu znalazł? Wszystko zaczęło się 6 lat temu…

Kategoria: Tom Kaulitz 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz