Nowości w tym tygodniu! (29.01-04.02.2017)


02/02/2017
NIESPEŁNIONE MARZENIA TH, Kuki



9. Andreas... gadaj!



KUKI:

Wybiegłam ze stołówki, wkurzona jak nie wiem co i bardzo szybko znalazłam się w łazience. Znów pewnie zacznie się gadanie. Znów będzie gadanie, znów będę tematem numer jeden i ZNÓW JA. Ale nie każdy może mieć takie szczęście.
Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i swoje zielone oczy. Zawsze gdy chciałam płakać nabierały intensywniejszej barwy. Więc teraz było widać idealnie ich kolor. Nie znosiłam tego widoku, co ja mówię nienawidziłam. Zawsze wmawiano mi,że muszę być silna,a płacz jest słabością na którą nie mogę sobie pozwolić. Dlatego też zawsze na wszystko reagowałam gwałtownie, robiłam wiele rzeczy aby nie płakać.Dawno tego nie robiłam, a ten dupek… o wszystkim mi przypomina.O wszystkim co mnie spotkało, o wszystkich złych decyzjach.
Nie wytrzymałam z pięści uderzyłam w lustro, a ono rozleciało się na małe kawałeczki. Tak… to wyładowanie złości na lustrze mi pomogło, ale miałam nowy problem, a mianowicie moja krwawiąca ręka. Jednakże nie musiałam długo czekać na pomoc, po chwili koło mnie znalazł się Miki, który nie pytając o nic uspokajał mnie i opatrzył mi rękę. Jak dobrze, że nie pozbył się tego nawyku. Później poszliśmy pod klasę, gdzie uspokajał mnie,że po lekcjach załatwi sprawę z lustrem.
Przez całą lekcję z nikim nie rozmawiałam, choć widziałam, że Tom siedzący obok mnie patrzy się na mnie intensywnie,jakby oczekiwał odpowiedzi na to co się stało. Znaliśmy się może nie długo, lecz takie rzeczy umieliśmy wyczytać. Po lekcji natomiast postanowiłam udać się do domu, szłam sama, bo reszta miała jeszcze dwie godziny zajęć. W domu tata tylko zapytał się czy nie potrzebuje czegoś, ale nie pytał co sie stało i czemu wróciłam wcześniej. Podejrzewam, że szkoła go o tym poinformowała lub Emi. Zobaczyłam jeszcze jak Adam i jego niunia się pakują kłócąc się z tatą, który się tym nie przejął. Położyłam się w pokoju i nie wiem kiedy zasnęłam.


Kategoria: Tom Kaulitz


***


RETURN TO REMEMBER, Beatrice


Część 27.


Tego co się działo z nią tej nocy, właściwie nie można było nazwać snem. Trwała gdzieś zawieszona brutalnie pomiędzy koszmarem sennym, a okrutną rzeczywistością, bez nadziei na pełny odpoczynek jej umysłu. Co chwila otwierała oczy, zastanawiając się gdzie właściwie jest. Te obce ściany i przeżycia poprzedniego dnia nie sprzyjały wypoczynkowi. Chwilami widziała matkę w tym półśnie, jak jakąś pozaziemską zjawę. Wyciągała do niej ręce i coś krzyczała. Wtedy Amy otwierała oczy, czuła jak bije jej serce przyspieszonym rytmem. Kiedy znowu usilnie próbowała zasnąć, jawiły jej się dziwne obrazy ze spotkania i rozmowy z Billem, chociaż one przecież jeszcze nie miały miejsca. Za oknem zaczęło jaśnieć, kiedy zmęczona całą nocą zasnęła na dobre.
Obudziły ją wdzierające się przez niedomknięte żaluzje dość ostre promienie słońca. Pierwsza myśl tuż po uchyleniu powiek przyprawiła ją o dreszcze.
- Więc to nie był sen...? - jęknęła zrezygnowana i spojrzała na zegarek. Jedenasta trzynaście... Powinna wstać wcześniej, jeśli chciała zrealizować obmyślany pół nocy plan, bo mało prawdopodobne było, że o tej porze zastanie Billa w domu.
Nie musiała się nigdzie spieszyć, więc poleżała jeszcze analizując wydarzenia poprzedniego dnia. Na samą myśl o tym jej żołądek wywrócił się do góry nogami. Sięgnęła po telefon i włączyła go na chwilę, po czym napisała sms-a do Agnes: „Napisz mi, czy Max jest w szkole”. Wiedziała, że przyjaciółka zawsze ma przy sobie wyciszony telefon. Nie myliła się i tym razem, bo za chwilę otrzymała odpowiedź: „Jest i pytał o ciebie, ale cię nie wydałam”. Amy uśmiechnęła się sama do siebie. Wstała, wzięła prysznic i zadzwoniła do recepcji, pytając o śniadanie.
- Podać do pokoju, czy zje pani w restauracji? - uprzejmie zapytała recepcjonistka.
- Poproszę do pokoju - odpowiedziała Amy, a już po kilkunastu minutach zajadała się świeżymi bułeczkami z miodem i piła sok. Spojrzała na zegar zawieszony na przeciwległej ścianie. Była dokładnie dwunasta.
Wstała, wrzuciła do plecaka portfel i komórkę, rozejrzała się po pokoju. Wyciągnęła klucz z drzwi, wyszła na korytarz, i zamykając je już z drugiej strony, powiedziała do siebie z zawziętością:
- Czas na konfrontację tatuśku...


Kategoria: Bill Kaulitz, +18


**********


31/01/2017


UM JEDEN PREIS, Ariel


Prolog


To były już ostatnie minuty sennej wolności. Kallie czuła to całą sobą. Bolały ją chyba wszystkie mięśnie i miała wrażenie, że zaraz coś rozsadzi jej głowę od wewnątrz.
Ostatni wieczór był dla niej tylko mglistym wspomnieniem, kolażem obrazów, których nie potrafiła w pełni odtworzyć. James zapewne byłby zdania, że zabawa musiała być przednia, skoro upiła się do nieprzytomności i teraz nic z tego nie pamiętała. Natalie zupełnie by się z nim nie zgodziła w tej kwestii, więc to właśnie z nią zdecydowała się pójść poprzedniego wieczoru do klubu. Zatem dlaczego leżała teraz na wpół żywa na zimnym, twardym podłożu, a nie zakopana w miękkiej pościeli w swoim łóżku?
Zrobiło jej się niedobrze. Uchyliła nieznacznie powieki i natychmiast je zamknęła, nie mogąc znieść tak dużej dawki światła dziennego. Próbowała po omacku odnaleźć kawałek koca, którym mogłaby się przykryć i schować przed światem, ale zamiast tego zorientowała się, że to twarde, zimne podłoże to podłoga, a ona leży na nim kompletnie naga. W pierwszej chwili zaczęła się zastanawiać, czy to aby na pewno nie jest sen, jednak absurdalność całej tej sytuacji przyćmił cichy pomruk. Rzeczywistość w jednej chwili stała się dla niej bardziej realna niż zwykle, zwłaszcza że poczuła czyjś delikatny dotyk w okolicy prawej piersi. Jak to możliwe, że nie wyczuła tego wcześniej?!


Kategoria: Tom Kaulitz


***


WENN NICHTS MEHR GEHT, Ka.


Drugi miesiąc. 1/2


Kap, kap, kap... Czy słyszysz?
Ze stołu skapywały resztki alkoholu, kroplą po kropli uderzając o drewnianą podłogę, na której utworzyła się już czerwona kałuża. Ten obraz przywoływał tylko jedno wspomnienie. Nie uderzało, nie wstrząsało. Tym razem, tylko otępiało. Jego umysł i ciało wydawały się wyzbyć z siebie ostatniego tchnienia. Choć jeszcze przed paroma minutami bez chwili zawahania był w stanie zdemolować cały salon. Opętany przez furię jak dziki zwierz. Nie zważał na nic. Zadziwiające jest, że do zaprzestania ów czynów potrafiła zmusić go jedna niepozorna butelka, którą nieświadomy konsekwencji, rozbił na blacie stolika do kawy. Kawałki szkła rozsypały się po jego powierzchni, a część wylądowała tuż przy jego gołych stopach. W miejscu, gdzie również zaczęła tworzyć się czerwona kałuża. Nieruchomo obserwował, jak ciecz spływa z blatu na podłogę i nie przyszło mu do głowy, by jakkolwiek zareagować. Oddychał nierówno i ciężko, a jego dłonie zaciskały się w pięści. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie miał pojęcia na kim powinien wyładować tę całą złość, która zbierała się w nim od tygodni. Nie wiedział, kogo właściwie ma winić. Skoro była złość, musiał być także i winowajca. Mimo że było za późno i nie dało się już niczego naprawić ani cofnąć czasu. Och tak, umiejętność cofania czasu to jedna z tych najbardziej pożądanych umiejętności przez ludzkość. Zapomniał tylko o jednym szczególe. Nawet gdyby jakimś cudem zdołał wrócić realnie do tamtego dnia, nadal byłby bezużyteczny. A to wszystko dlatego, że nie wystarczy cofnąć się w czasie. Trzeba także znać pewne fakty, mieć jakiekolwiek podstawy do tego, by przypuszczać, że coś może się za chwilę wydarzyć i trzeba temu zapobiec. Niemniej, nie posiadał umiejętności powracania do przeszłości ani jasnowidztwa. Pozostawała mu nieustanna, bolesna rzeczywistość. I ewentualne wspomnienia, które były jedyną drogą, by móc zawrócić. Tylko, czy warto? Nie od dziś wiadomo, że ciągłe oglądanie się za siebie nie przynosi nic dobrego. Nie, gdy wspomnienia są zbyt bolesne. Gdy dotkliwie gnieżdżą się w umyśle, jak paskudne pasożyty, pozostawiając wrażenie, jakby coś wyżerało cię od środka. I to wyłącznie w sferze metafizycznej. On nie wiedział, co gorsze. Ale wolałby chyba jednak czuć ból fizyczny. A gdyby wspomnienia potrafiły zeżreć jego mózg, byłoby jeszcze lepiej. Wszystko mogłoby się skończyć. Ot tak. Po raz kolejny myślał o tym, by COŚ rozwiązało problem za niego. Bo przecież sam nigdy nie odważy się odejść.


Kategoria: Bill Kaulitz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz